Opowieści autostopowiczki
Jest zimno,
wietrznie, myślę, iść na przystanek czy czekać... Nie chce mi się nigdzie
chodzić. Wracam autostopem do Międzyrzecza. Lubię spotykać nowych ludzi. Przez
pół godziny wspólnej jazdy jest sposobność spotkać się z człowiekiem na
zupełnie neutralnej, nie zobowiązującej na przyszłość płaszczyźnie. Dotknąć tego, czego
ludzie zawsze potrzebują: werbalnego kontaktu.
Zatrzymuje
się jasny żuk. Och, to pan Paweł, ma sklep RTV. Rozmawiamy o hipermarketach.
Czy ja mogę to napisać? – To nie żadna tajemnica... Jest zatroskany.
Nie, nie czuję tego, że mieszkam w państwie obywatelskim – mówi. Jako
przedsiębiorca obserwuje zalew polskiego rynku kapitałem należącym do
międzynarodowych korporacji.
– Pamięta pani hasło: „Weźcie przyszłość w swoje ręce”?.
Kiwa głową. – Wszyscy w mojej branży poszli w tym kierunku, miało być
ślicznie. Aż do momentu, kiedy na polski
rynek wkroczyły potężne sieci supermarketów z udziałem kapitału, o jakim my,
handlowcy polscy, możemy tylko marzyć. Wygląda na to, że polska klasa średnia
zaczęła być niszczona, zanim jeszcze powstała.
Nić
drogi przed nami. Pan Paweł wyprzedza jakieś auto. Nasze władze centralne – kontynuuje
– nie zdają sobie sprawy ze skutków swoich poczynań. No i wszechobecna
korupcja... Ustawa o niej, która karząc po równo dających i biorących,
faktycznie zamyka usta. Tak uważa.
Oczywiście kapitał
zachodni - tak, owszem, powinien przychodzić, ale do zamierzeń produkcyjnych.
Niech buduje fabryki, tworzy miejsca pracy. Tak jak wejście do Unii – na pewno, to oczywiste,
tylko na określonych, wynegocjowanych, warunkach.
Milczymy
chwilę. Co by Pan doradził rządzącym? – Całkowicie ograniczyłbym rozwój
hipermarketów i innych potężnych sieci handlowych z udziałem zachodniego kapitału. My Polacy
powinniśmy pogrzebać w swojej pamięci narodowej, lub popatrzeć na naszych
sąsiadów zza miedzy i spytać, czy ktoś w Europie wpuszcza za kram obcego?
Chodzi o zdrowy samozachowawczy egoizm. Niedobre jest skupianie się na cyfrach
i liczbach, one nie mówią wszystkiego.
Najpierw trzeba było zrobić symulację, analizę, czy aby wpuszczenie obcych
sieci handlowych nie zniszczy naszego rodzinnego handlu, rzemieślnikom,
dostawcom, nie zabierze pracy. Tak, my handlowcy, tez możemy się zrzeszać,
próbować konkurować na rynku handlowym, robimy to. Tylko mamy „drobne” trudności strukturalne,
takie jak nieosiągalne dla drobnego sklepikarza kredyty o odsetkach
niemożliwych do zapłacenia, wciąż zmieniające się podatki, wysokie koszty
pracy... Nie jestem przekonany, że są to w stu procentach niezbędne koszty
przemian. Chociażby korupcja urzędników różnych szczebli.
Może trzeba
w pierwszym rzędzie naprawić polskie prawo, określając dokładnie status
urzędnika państwowego - wtrącam się. Może popatrzmy znowu za miedzę, jak to
zrobili u siebie sąsiedzi, uczmy się.
Zdecydowanie
za dużo ważnych rzeczy jest puszczonych na żywioł, obawiam się – mówi –
że po wejściu do Unii nie wszystko można będzie wyprostować, a przynajmniej
będzie to bardzo trudne... A wracając do hipermarketów... Drenaż polskiego
rynku, niesamowity, jest odczuwalny szczególnie w takich małych miastach jak
nasze. I niszczy je ekonomicznie. Kapitalizm jest to ustrój kontrolowany. Jest
bardzo realne niebezpieczeństwo, że istniejący dzisiaj nieduży udział polskiego
kapitału będzie za odpowiednią rekompensatą wykupiony i po zniszczeniu polskiej
konkurencji nie będziemy znowu u siebie... Władze na szczeblu lokalnym i
centralnym muszą ochraniać obywateli przed nieuczciwą konkurencją, stwarzając
im niezbędne warunki do ekonomicznej
egzystencji. Na małe i średnie firmy trzeba dmuchać i chuchać – robią to w
Europie Zachodniej. Bo to one tworzą miejsca pracy, u nas przekształcają
ustrój. Wydaje mi się ciągle, że stale obecny jest w mentalności
postpeerelowski model prywaciarza, którym się trochę pogardza, a jego
pracowitość i upór w dążeniu do osiągnięcia czegoś dla siebie i rodziny są
moralnie podejrzane... Jeździłem trochę po Europie i widziałem, że opieka
państwa nad swoim obywatelem nie jest wymysłem socjalizmu, przeciwnie, jest
przejawem prawidłowej działalności państwa. Dobrobyt obywatela jest w interesie tegoż państwa. Myślenie
makroekonomiczne u rządzących zachodzi wtedy, gdy z urzędu patrzy się na
obywatela jak na osobę, na człowieka. To się wszystkim opłaca. I podstawowy socjal powinien
być zagwarantowany. Ale to jest, powtarzam, makromyśenie, a my ciągle w Polsce
mamy zadyszkę – w najlepszym wypadku,
jeśli nie niekompetencję czy złą wolę na szczeblu decyzyjnym... Natomiast to,
co ja widzę dzisiaj, zakrawa na znane porzekadło – dzisiaj my, a po na nas choćby piekło... Ja
się nie interesuje polityką, opcjami, nie mam na to czasu, nie moją sprawą jest
podsuwanie rozwiązań, ale wiem, że bez względu na barwę rząd powinien starać
się rządzić, prowadzić zborną politykę ekonomiczną. Swymi działaniami
prowokować takie sytuacje w otoczeniu
ekonomicznym obywatela, które umożliwiają rozwój i postęp w realizacji
reform...
Obywatelskość
„urzędowa” w Polsce, mamy tradycje, usta pełne tradycji – mówię. – I
wielkich słów, tak – uśmiecha się. – Patriotyzm finansowy, istniejący
realnie neologizm naszych czasów. Skrajna wizja globalizacji... Nie, nie wiem,
co mnie czeka za rok, dwa. Ktoś powie, no boi się gość świata. Nie, ja się nie
boję. Tak jak dotąd będę zasuwał od rana do wieczora. Gdyby tylko dano mi czas,
tyle czasu od zakończenia wojny, ile Polska straciła w komunie, wtedy, tak jak inny, zmierzyłbym się
z siecią marketów. Jesteśmy tak opóźnieni, a dekomunizacji de facto nie było,
nie oddano pieniędzy ani wpływów. Ma być
szybciej... może dla rządu. Na dzisiaj nie ma koniunktury, żeby pomóc
obywatelowi. Najpierw powinno się stworzyć fundamenty, by zapewnić obywatelowi możliwość godziwego
zarobku, i godziwego życia, i dopiero wówczas można byłoby, na jakiś zasadach,
wprowadzać zachodni kapitał do sieci handlowych. W sejmie dotąd nie przeszła
ustawa o sklepach wielkopowierzchniowych...
Iwona Wróblak
marzec 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz