Turniej Rycerski na Zamku Międzyrzeckim…
Kolejna udana, dzięki naszym lokalnym
społecznikom, impreza na Zamku. Tym razem bardzo rasowa, jak przystało na
miejsce, rycerska… Pomógł też – w tym roku wydatnie, to znaczy finansowo
(wyżywienie, sanitariaty), Burmistrz i Urząd Miejski, za co rycerze
podziękowali oficjalnie na Facebooku,
było też, po raz pierwszy chyba, z Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury udostępnione
profesjonalne nagłośnienie, co „Turniej o Szarfę Pani z Jeziora” znacznie uatrakcyjniło dla publiczności.
To właśnie dzięki temu tak ciekawy
był, dla mnie i jak myślę, nie tylko, tegoroczny Turniej. Zjechali nań zbrojni,
z białogłowami swymi, i dziećmi, z Warszawy, Trójmiasta, Poznania, Szczecina,
Wrocławia, Torunia, Gostynia, Leszna, Słupska, Krakowa, z niemieckich landów,
rzecz jasna z naszego Bractwa Ziemi Międzyrzeckiej - gospodarzy – razem w
liczbie około setki, rozłożyli się białymi namiotami na trawie dziedzińca
zamkowego. Pasjonaci historii i rekonstrukcji historycznej, przyjeżdżający na
WŁASNY KOSZT, z ekwipunkiem, który do tanich nie należy (namiot to koszt 3000
zł, zbroja-15 tys., zł, miecz-1500 zł), świetnie
się bawią spotykając się na turniejach takich jak ten. Widzom zaoferowano w tym
roku obszerny komentarz do zdarzeń – pokazu artyleryjskiego i do walk rycerzy. Uczestnicy
Turnieju potem także byli dostępni do rozmów, chętnie pozowali do fotografii.
Cieszymy się, że po przerwie w
Turniejach, jaka miała miejsce w tamtym roku, tegoroczny się logistycznie udał…
szkoda tylko, że trwał tylko w sobotę…
Jak usłyszałam „puszkarze”, czyli
artylerzyści, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, to była w średniowieczu elita.
Nasz pan Puszkarz międzyrzecki Czesław Mejza jest ceniony we współczesnych
„puszkarskich” kręgach w Polsce. To właśnie jego działo – które posiada
certyfikat badania batalistycznego - na Grunwaldzie 2010’ (w widowisku
uczestniczyło 200 tys. ludzi) rozpoczęło bitwę. Jak mówił mi Michał Iwańczyk
(bombardier), tegoroczne huki na
dziedzińcu zamkowym pochodziły ze średniowiecznej ręcznej broni czarno
prochowej, różnych typów: piszczeli, hakownicy, taraśnicy (ciężka broń) i
hufnicy polowej. Obsługiwała je Drużyna Strzelcza „Iwantus” z Okonka i nasza
Najemna Rota Strzelcza. Czarny proch to mieszanka siarki, węgla drzewnego i
saletry.
Na łączce za Zamkiem był turniej
łuczniczy. Można było podziwiać repliki średniowiecznych łuków…Łuki proste
długie – z cisów, jesionów i wiązów, wschodnie łuki krymsko-tatarskie,
przystosowane do strzelania z konia (używano go, gdy wszystkie kopyta konia
były w powietrzu), na stepach z braku innego surowca robiono je z rogu,
ścięgien zwierzęcych, klejone były klejem z pęcherzy ryb. Proces technologiczny
dobrego łuku trwać mógł nawet rok i dłużej. Łuki kompozytowe scalano z cienkich
plastrów kości i baranich jelit, całość klejono klejem kostnym – były bardzo
sprężyste. Łuk składa się – wg średniowiecznego nazewnictwa: z cięciwy
(kowlar), brzuśca, majdanu i gryfa – czyli ważnej części na bocznych końcówkach,
montuje się na nim cięciwę. Nasi goście
– rekonstruktorzy łucznicy są skarbnicą wiedzy historycznej, myślę że swą
przedmiotową wiedzą nie ustępują przewodnikom muzealnym – i też takie usługi w
turystyce powinny być ich udziałem…
Walki i bohurty na moście (świetnie)
komentowane były przez (rycerza z 10.letnim stażem) Roberta Wawryniuka ze
Szczecina, był – kopalnią wiedzy o zwyczajach rycerskich i …anegdotach, Robert
jest wspaniałym gawędziarzem…
Międzynarodowy Turniej rycerski w
Międzyrzeczu ma wysoki status w rankingu tego rodzaju imprez (mimo że u nas –
dotąd - nie są, jak gdzie indziej, refundowane koszty przyjazdu. Miejsce jest
wspaniale – zachowane w dużej części mury i fosa, most, który można zdobywać,
okolony murami dziedziniec, gdzie rozbijają namioty, piękna okolica z parkiem
itd.
Jak przystało na bliskie podgrodzie,
czy samo centrum warownego Zamku, pośrodku dziedzińca rozłożyła się Karczma
Tomasza Goranina, pszczelarza współczesnego zresztą. Słowiański mały ul czyli
barć ze słomy, dla małych roi, nie miał w środku ramek (jak dzisiaj), więc
plastry nie posiadały regularnych kształtów.
W średniowieczu, zanim poznaliśmy cukier (XV, potem XIX w.), miód był jedyną
dostępną słodyczą. Wypiekano z jego dodatkiem kunsztowne ciasteczka miodowe,
pierniki (były dla rycerzy do degustacji). Plastry przetapiano na wosk do świec,
tabliczki woskowe służyły do nauki pisania.
Trwa budowa jakichś drewnianych
konstrukcji z desek przy murach Zamku… budowniczowie na razie nie chcą zdradzić
ich celu (na pewno będą „zdobywane”…). Walka się rozpocznie, czas przygotować
się, giermkowie pomagają włożyć zbroje, co nie jest takie łatwe, a w pojedynkę
chyba niemożliwe… można dokładnie przyjrzeć się, jak przebiegał kiedyś proces
nakładania i mocowania części uzbrojenia.
Jeszcze
tylko łyk wody podanej w (glinianych) kubkach przez usłużne białogłowy i czas
zacząć zmagania… Godnie kroczą w słońcu drużyny, blask pysznych herbów na
wspaniałych zbrojach, to kiedyś był ważny rytuał… Dynamiczna muzyka, bicie w
tarcze i pierwszy atak na Zamek… Obrońcy zrzucają z góry kamienie (papierowe),
ale gród Międzyrzecz musi ulec – bo tak było w Historii (niejednokrotnie bywał
zdobyty i spalony). Scenki pogromu obrońców, w których biorą udział też
międzyrzeckie mieszczki (umiały się bronić…). Bohurty – walki piesze bez tzw.
zasad, na oręż wszelaką, jak mówi sir Robert, do eliminacji przeciwnika… (czyli
jak współcześnie), potem także miały miejsce i były punktowane .
Oprócz Zamku i rycerzy w dwudniowym
weekendzie można było zobaczyć jeszcze inne atrakcje. Na miejscu ze sztuką
rzeźbiarską spotkać się u podnóża Zamku
z Grzegorzem Lisiewiczem z Kargowej,
miał przy sobie wiele rodzajów dłut i zaczętą rzeźbę, dzieło swych rąk.
Podobnie inny artysta rzeźbiarz Jarosław Ćwiertnia. Obok kilka stoisk; m.in. Ewa
Lipnicka – pejzaże malowane na listkach
Ciekawy
był niedzielny koncert Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomych na scenie na
dziedzińcu – silnie wkomponowujący się w historycznie ponadczasowy klimat
naszego zamczyska, którego (zapisana) historia sięga co najmniej 10. stuleci.
Transowe rytmy bonga, głębinowe i głoskowe dźwięki pierwsze na naturalnych
instrumentach, gdzie jest on przed słuchem i dotykiem – ciepłym dotknięciem empatii
ludzkiej, wyprzedza ją. Pierwszy jak słowo wypisane na dłoni Lorm’em, można się
wsłuchać zupełnie albo tylko trochę – w jego niektóre dźwięki wybrane przez
naszą skórę, zgodne z naszymi osobistymi wibracjami. Nasze TPG prezentuje nam
się w całej okazałości. Kołyszemy się w rytm tych dźwięków.
Stajnia „Kuźnik” przybyła na łąkę
zamkową ze swymi pięknymi wierzchowcami, które można było dosiąść. Tańczyły
ponadto na scenie nasze Zespoły taneczne, bardzo utytułowany, sławny już w
Europie „Trans”, także inny zespół – „Gold” z MOK, drugi dzień na naszym
Zamczysku był również bogaty inne w wydarzenia.
Iwona
Wróblak
czerwiec 2015
czerwiec 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz