czwartek, 6 sierpnia 2015

Turniej Rycerski na Zamku Międzyrzeckim…


            Kolejna udana, dzięki naszym lokalnym społecznikom, impreza na Zamku. Tym razem bardzo rasowa, jak przystało na miejsce, rycerska… Pomógł też – w tym roku wydatnie, to znaczy finansowo (wyżywienie, sanitariaty), Burmistrz i Urząd Miejski, za co rycerze podziękowali oficjalnie na  Facebooku, było też, po raz pierwszy chyba, z Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury udostępnione profesjonalne nagłośnienie, co „Turniej o Szarfę Pani z  Jeziora” znacznie uatrakcyjniło dla publiczności.
            To właśnie dzięki temu tak ciekawy był, dla mnie i jak myślę, nie tylko, tegoroczny Turniej. Zjechali nań zbrojni, z białogłowami swymi, i dziećmi, z Warszawy, Trójmiasta, Poznania, Szczecina, Wrocławia, Torunia, Gostynia, Leszna, Słupska, Krakowa, z niemieckich landów, rzecz jasna z naszego Bractwa Ziemi Międzyrzeckiej - gospodarzy – razem w liczbie około setki, rozłożyli się białymi namiotami na trawie dziedzińca zamkowego. Pasjonaci historii i rekonstrukcji historycznej, przyjeżdżający na WŁASNY KOSZT, z ekwipunkiem, który do tanich nie należy (namiot to koszt 3000 zł, zbroja-15  tys., zł, miecz-1500 zł), świetnie się bawią spotykając się na turniejach takich jak ten. Widzom zaoferowano w tym roku obszerny komentarz do zdarzeń – pokazu artyleryjskiego i do walk rycerzy. Uczestnicy Turnieju potem także byli dostępni do rozmów, chętnie pozowali do fotografii. Cieszymy się, że po  przerwie w Turniejach, jaka miała miejsce w tamtym roku, tegoroczny się logistycznie udał… szkoda tylko, że trwał tylko w sobotę…
            Jak usłyszałam „puszkarze”, czyli artylerzyści, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, to była w średniowieczu elita. Nasz pan Puszkarz międzyrzecki Czesław Mejza jest ceniony we współczesnych „puszkarskich” kręgach w Polsce. To właśnie jego działo – które posiada certyfikat badania batalistycznego - na Grunwaldzie 2010’ (w widowisku uczestniczyło 200 tys. ludzi) rozpoczęło bitwę. Jak mówił mi Michał Iwańczyk (bombardier),  tegoroczne huki na dziedzińcu zamkowym pochodziły ze średniowiecznej ręcznej broni czarno prochowej, różnych typów: piszczeli, hakownicy, taraśnicy (ciężka broń) i hufnicy polowej. Obsługiwała je Drużyna Strzelcza „Iwantus” z Okonka i nasza Najemna Rota Strzelcza. Czarny proch to mieszanka siarki, węgla drzewnego i saletry.
            Na łączce za Zamkiem był turniej łuczniczy. Można było podziwiać repliki średniowiecznych łuków…Łuki proste długie – z cisów, jesionów i wiązów, wschodnie łuki krymsko-tatarskie, przystosowane do strzelania z konia (używano go, gdy wszystkie kopyta konia były w powietrzu), na stepach z braku innego surowca robiono je z rogu, ścięgien zwierzęcych, klejone były klejem z pęcherzy ryb. Proces technologiczny dobrego łuku trwać mógł nawet rok i dłużej. Łuki kompozytowe scalano z cienkich plastrów kości i baranich jelit, całość klejono klejem kostnym – były bardzo sprężyste. Łuk składa się – wg średniowiecznego nazewnictwa: z cięciwy (kowlar), brzuśca, majdanu i gryfa – czyli ważnej części na bocznych końcówkach, montuje się  na nim cięciwę. Nasi goście – rekonstruktorzy łucznicy są skarbnicą wiedzy historycznej, myślę że swą przedmiotową wiedzą nie ustępują przewodnikom muzealnym – i też takie usługi w turystyce powinny być ich udziałem…
            Walki i bohurty na moście (świetnie) komentowane były przez (rycerza z 10.letnim stażem) Roberta Wawryniuka ze Szczecina, był – kopalnią wiedzy o zwyczajach rycerskich i …anegdotach, Robert jest wspaniałym gawędziarzem… 
            Międzynarodowy Turniej rycerski w Międzyrzeczu ma wysoki status w rankingu tego rodzaju imprez (mimo że u nas – dotąd - nie są, jak gdzie indziej, refundowane koszty przyjazdu. Miejsce jest wspaniale – zachowane w dużej części mury i fosa, most, który można zdobywać, okolony murami dziedziniec, gdzie rozbijają namioty, piękna okolica z parkiem itd.
            Jak przystało na bliskie podgrodzie, czy samo centrum warownego Zamku, pośrodku dziedzińca rozłożyła się Karczma Tomasza Goranina, pszczelarza współczesnego zresztą. Słowiański mały ul czyli barć ze słomy, dla małych roi, nie miał w środku ramek (jak dzisiaj), więc plastry nie  posiadały regularnych kształtów. W średniowieczu, zanim poznaliśmy cukier (XV, potem XIX w.), miód był jedyną dostępną słodyczą. Wypiekano z jego dodatkiem kunsztowne ciasteczka miodowe, pierniki (były dla rycerzy do degustacji). Plastry przetapiano na wosk do świec, tabliczki woskowe służyły do nauki pisania.
            Trwa budowa jakichś drewnianych konstrukcji z desek przy murach Zamku… budowniczowie na razie nie chcą zdradzić ich celu (na pewno będą „zdobywane”…). Walka się rozpocznie, czas przygotować się, giermkowie pomagają włożyć zbroje, co nie jest takie łatwe, a w pojedynkę chyba niemożliwe… można dokładnie przyjrzeć się, jak przebiegał kiedyś proces nakładania i mocowania części uzbrojenia.
Jeszcze tylko łyk wody podanej w (glinianych) kubkach przez usłużne białogłowy i czas zacząć zmagania… Godnie kroczą w słońcu drużyny, blask pysznych herbów na wspaniałych zbrojach, to kiedyś był ważny rytuał… Dynamiczna muzyka, bicie w tarcze i pierwszy atak na Zamek… Obrońcy zrzucają z góry kamienie (papierowe), ale gród Międzyrzecz musi ulec – bo tak było w Historii (niejednokrotnie bywał zdobyty i spalony). Scenki pogromu obrońców, w których biorą udział też międzyrzeckie mieszczki (umiały się bronić…). Bohurty – walki piesze bez tzw. zasad, na oręż wszelaką, jak mówi sir Robert, do eliminacji przeciwnika… (czyli jak współcześnie), potem także miały miejsce i były punktowane .
            Oprócz Zamku i rycerzy w dwudniowym weekendzie można było zobaczyć jeszcze inne atrakcje. Na miejscu ze sztuką rzeźbiarską spotkać się u  podnóża Zamku z Grzegorzem Lisiewiczem  z Kargowej, miał przy sobie wiele rodzajów dłut i zaczętą rzeźbę, dzieło swych rąk. Podobnie inny artysta rzeźbiarz Jarosław Ćwiertnia. Obok kilka stoisk; m.in. Ewa Lipnicka – pejzaże malowane na listkach
Ciekawy był niedzielny koncert Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomych na scenie na dziedzińcu – silnie wkomponowujący się w historycznie ponadczasowy klimat naszego zamczyska, którego (zapisana) historia sięga co najmniej 10. stuleci. Transowe rytmy bonga, głębinowe i głoskowe dźwięki pierwsze na naturalnych instrumentach, gdzie jest on przed słuchem i dotykiem – ciepłym dotknięciem empatii ludzkiej, wyprzedza ją. Pierwszy jak słowo wypisane na dłoni Lorm’em, można się wsłuchać zupełnie albo tylko trochę – w jego niektóre dźwięki wybrane przez naszą skórę, zgodne z naszymi osobistymi wibracjami. Nasze TPG prezentuje nam się w całej okazałości. Kołyszemy się w rytm tych dźwięków.
            Stajnia „Kuźnik” przybyła na łąkę zamkową ze swymi pięknymi wierzchowcami, które można było dosiąść. Tańczyły ponadto na scenie nasze Zespoły taneczne, bardzo utytułowany, sławny już w Europie „Trans”, także inny zespół – „Gold” z MOK, drugi dzień na naszym Zamczysku był również bogaty inne w wydarzenia.

Iwona Wróblak
czerwiec 2015

             



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz