niedziela, 18 października 2015

Dawno temu w Pszczewie…


            Bardzo ciekawa książeczka wydana dzięki Urzędowi Gminy i Domowi Kultury w Pszczewie. To już jej drugie wydanie, poszerzone o cztery opowiadania o losach kobiet z Pszczewa i okolic. Książka łączy zalety typowego wydawnictwa regionalnego z powieścią beletrystyczną. Spełnia swoje cele jako wydawnictwo historyczno – edukacyjne, bo nic tak nie ilustruje czasów, jak dzieje osobiste ludzi uwikłanych w historię.
Zaczyna się bajkowo: „Dnia 22. listopada 1882 r. mój ojciec Józef Golz, lat 24, poślubił 26. letnią Matyldę z domu Bury…”. Dalej ciągnie się rodzinna epopeja o konwencji biografii osobistej. Sto kilkadziesiąt stron pasjonującej, ciekawej lektury. Ojciec Golza, z zawodu kołodziej, żył w czasach, kiedy do  Pszczewa dopiero miały dotrzeć zawieruchy wojen i życie małego miasta toczyło się jak na sielankowym obrazie. Żyli obok siebie spokojnie po sąsiedzku Polacy, Niemcy i Żydzi.
 „Dawno temu w Pszczewie. Wspomnienia Franciszka Golza i innych świadków epoki opracowane i uzupełnione przez Wandę Stróżczyńską i Ewę  Stróżczyńską – Wille.”
            Rozdział pierwszy, o pięknym wstępnym akapicie: „Gdy gęsi dziobami stukały w szyby…” . Są w nim wspomnienia, zasłyszane opowieści domowników z dawnych czasów (napoleońskich),  ilustrowane rodzinnymi fotografiami, tak cennymi dzisiaj ze względu na ich wartość dokumentalną. Dużo ciekawych szczegółów – wnętrze XIX w. mieszczańskiego domu, nasiąknięte panujących w nim obyczajami i zwyczajami; jest i o święcie cesarza Wilhelma (27. stycznia), o podwórkowych kataryniarzach, Wielkim Piątku, świniobiciu. Codzienność na uboczu wielkiej historii, która – jak się okazuje – niekoniecznie musiała jeszcze wtedy natarczywie pukać do drzwi. Pszczewski dzień powszedni widziany oczami czującego się w nim bezpiecznie dziecka, które ma bardzo dobrą (literacką) pamięć i zanotowało wszystko, co będzie w XXI w. interesować dorosłych czytających.
            Obrazki z pszczewskiego wesela i ciekawe postaci pszczewskiego życia towarzyskiego. Kronika miasta. Życie szkolne dzieci. Dowiadujemy się  także o pszczewskich Polakach patriotach, którzy opierali się pruskiej polityce Kulturkampfu. I znowu charaktery ludzkie, a nie przynależność etniczna czy religijna decydowała o postawie człowieka i jego lojalności wobec uniwersalnych zasad etycznych – stara prawda, która dotyczy wszystkich czasów, nawet tych bardzo okrutnych.
            Kołodziej, zawód ojca Golza, to trudna profesja. Wymaga wysiłku fizycznego. Mamy przegląd zajęć i zawodów, jakimi zajmowali się w ubiegłym wieku pszczewianie. Ludzie pracowici i bogobojni, przestrzegający świąt kościelnych i państwowych. Protestancki etos pracy został Golzowi wpojony od  dzieciństwa. Miasto dobrze się rozwijało, na początku XX w. pojawiały się pierwsze samochody, kwitła gospodarka wolnorynkowa, bankowość i  pierwsze manufaktury. Przełomem był rok 1918, klęska Niemiec i abdykacja cesarza, mały pszczewski świat się zawalił, zwłaszcza kiedy miasto, w myśl postanowień Traktatu Wersalskiego z 28. września 1919 r., nie zostało przyłączone do II Rzeczpospolitej - mimo starań dużej części jego mieszkańców. Zmieniły się też stosunki narodowościowe, nowo przybyła niemiecka ludność źle odnosiła się do mieszkających tu od wieków Polaków. Po objęciu władzy przez Hitlera początkowo, zdawało się, nic nie zapowiadało hekatomby, bezrobocie zmalało, sytuacja ludzi najbiedniejszych się poprawiła. Pojawiały się jednak w mieście bojówki młodzieży hitlerowskiej z agresywnymi hasłami zwalczającymi Polaków i Żydów. Pokojowe współistnienie nacji mieszkających obok siebie przez stulecia przestało istnieć… Wojna stanęła u wrót Pszczewa, wielu Polaków przymusowo zmobilizowano do niemieckiej armii, kilku działaczy polskich aresztowano i wywieziono do obozów koncentracyjnych. Zbliżała się Armia Czerwona i jej straszni sołdaci o azjatyckich rysach twarzy.
            Codzienność mieszkańców w czasie działania powojennej komendantury radzieckiej. Walka o byt i strach, wywózki do Rosji. Autorzy książki nie  epatują jednak obrazami okrucieństw wojennych, które na pewno miały miejsce. Są to wyważone relacje, wolne od zaczadzenia osobistymi dramatami, z  pewnością wielkimi dla jednostek, i całych społeczności, narodów. Dlatego też ta książka jest ciekawa – nie epatuje zbrodnią, opowiada o ludziach, którzy przeżyli zarówno dobre jak i złe chwile w trudnych czasach, udało im się przeżyć i zachowali ludzki wymiar swojego patrzenia na otoczenie, na  zmiany, z którymi  – nie mogąc im zapobiec – pogodzili się. Ustrzegli się choroby dozgonnej nienawiści, częstej przypadłości ludzi czasów wojny, i nie  tylko wojny. 
            Osobnym rozdziałem jest proces integracji ludności autochtonicznej z ludźmi, którzy przyjechali do Pszczewa po wojnie ze wschodu i Polski centralnej. Stało się tak poprzez małżeństwa i rozwój turystyki, myślę, że także za sprawą upływającego czasu, który zabliźniał rany. Osobom dojrzałym, z  wpojonymi od dzieciństwa zasadami etycznymi (także religijnymi), osobom w nich, w tych zasadach, zakorzenionym – mimo zmiany miejsca zamieszkania, krajobrazu kultury, pozwalał z czasem zaakceptować nową rzeczywistość i poczuć się w miarę bezpiecznymi, w gronie rodziny i bliskich sąsiadów. Zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że pojęcie małej pszczewskiej ojczyzny jest bliskie także Niemcom, którzy musieli stąd wyjechać na mocy międzynarodowych traktatów.
            Pszczewska ziemia jest tematem książki. ONA gości na swym terenie ludzi, którzy pracują dla jej dobra, pomnażają swe majątki, przeżywają na  niej swe troski i radości. Mają swoje rodzinne historie, które dzieją się w Pszczewskim majątku (1288 – 1945 r.). Zarządzają nim osoby – pszczewianie – o  narodowości tutejszej. Majątek ziemski jest kawałkiem lokalnej historii gospodarczo-społecznej, wzrasta miłością ludzi, którzy poświęcili mu kilkadziesiąt lat swego życia – po latach Bernhard, syn Wilhelma zu Dohna, byłego właściciela majątku, ze swoją żoną, z nostalgią będą odwiedzać nasz polski dzisiaj Pszczew, dom jego rodziców, dziadków i pradziadków. Dzisiaj Pszczewski Folwark kochają Łukasz i Żaneta Robakowie, odnowili posesję, prowadzą tam hotel z atrakcjami dla turystów.
            Najbardziej wzruszająca ostatnia część książki. Historia (pszczewska) widziana oczami kobiet, ich miłościami do swoich mężczyzn, których kochały nie bacząc na narodowość czy wyznanie. Miłość kobiet (i pewnie odwrotnie - mężczyzn) potrafi zasypać głębokie rowy narodowej niechęci i żalu. Najlepiej, kiedy rodzi się w codzienności wspólnego zamieszkania w jednym domu, wspólnej pracy, zwykłych wzajemnych uprzejmości, które są  konieczne do egzystowania w najtrudniejszych czasach. Rodzi się miłość, a najpierw przyjaźń – ta jest jeszcze cenniejsza, bo stwarza ciepło tak nam  potrzebne, kiedy wielka Historia chłodzi i stwardnia serca zwykłych ludzi.


Iwona Wróblak
październik 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz