Dawno temu w Pszczewie…
Bardzo ciekawa książeczka wydana
dzięki Urzędowi Gminy i Domowi Kultury w Pszczewie. To już jej drugie wydanie,
poszerzone o cztery opowiadania o losach kobiet z Pszczewa i okolic. Książka
łączy zalety typowego wydawnictwa regionalnego z powieścią beletrystyczną.
Spełnia swoje cele jako wydawnictwo historyczno – edukacyjne, bo nic tak nie
ilustruje czasów, jak dzieje osobiste ludzi uwikłanych w historię.
Zaczyna
się bajkowo: „Dnia 22. listopada 1882 r.
mój ojciec Józef Golz, lat 24, poślubił 26. letnią Matyldę z domu Bury…”.
Dalej ciągnie się rodzinna epopeja o konwencji biografii osobistej. Sto
kilkadziesiąt stron pasjonującej, ciekawej lektury. Ojciec Golza, z zawodu
kołodziej, żył w czasach, kiedy do Pszczewa dopiero miały dotrzeć zawieruchy
wojen i życie małego miasta toczyło się jak na sielankowym obrazie. Żyli obok
siebie spokojnie po sąsiedzku Polacy, Niemcy i Żydzi.
„Dawno temu w Pszczewie. Wspomnienia
Franciszka Golza i innych świadków epoki opracowane i uzupełnione przez Wandę
Stróżczyńską i Ewę Stróżczyńską –
Wille.”
Rozdział pierwszy, o pięknym
wstępnym akapicie: „Gdy gęsi dziobami
stukały w szyby…” . Są w nim wspomnienia, zasłyszane opowieści domowników z
dawnych czasów (napoleońskich),
ilustrowane rodzinnymi fotografiami, tak cennymi dzisiaj ze względu na
ich wartość dokumentalną. Dużo ciekawych szczegółów – wnętrze XIX w.
mieszczańskiego domu, nasiąknięte panujących w nim obyczajami i zwyczajami; jest
i o święcie cesarza Wilhelma (27. stycznia), o podwórkowych kataryniarzach,
Wielkim Piątku, świniobiciu. Codzienność na uboczu wielkiej historii, która –
jak się okazuje – niekoniecznie musiała jeszcze wtedy natarczywie pukać do
drzwi. Pszczewski dzień powszedni widziany oczami czującego się w nim
bezpiecznie dziecka, które ma bardzo dobrą (literacką) pamięć i zanotowało
wszystko, co będzie w XXI w. interesować dorosłych czytających.
Obrazki z pszczewskiego wesela i
ciekawe postaci pszczewskiego życia towarzyskiego. Kronika miasta. Życie
szkolne dzieci. Dowiadujemy się także o
pszczewskich Polakach patriotach, którzy opierali się pruskiej polityce
Kulturkampfu. I znowu charaktery ludzkie, a nie przynależność etniczna czy
religijna decydowała o postawie człowieka i jego lojalności wobec uniwersalnych
zasad etycznych – stara prawda, która dotyczy wszystkich czasów, nawet tych
bardzo okrutnych.
Kołodziej, zawód ojca Golza, to
trudna profesja. Wymaga wysiłku fizycznego. Mamy przegląd zajęć i zawodów, jakimi
zajmowali się w ubiegłym wieku pszczewianie. Ludzie pracowici i bogobojni,
przestrzegający świąt kościelnych i państwowych. Protestancki etos pracy został
Golzowi wpojony od dzieciństwa. Miasto
dobrze się rozwijało, na początku XX w. pojawiały się pierwsze samochody,
kwitła gospodarka wolnorynkowa, bankowość i pierwsze manufaktury. Przełomem był rok 1918,
klęska Niemiec i abdykacja cesarza, mały pszczewski świat się zawalił,
zwłaszcza kiedy miasto, w myśl postanowień Traktatu Wersalskiego z 28. września
1919 r., nie zostało przyłączone do II Rzeczpospolitej - mimo starań dużej
części jego mieszkańców. Zmieniły się też stosunki narodowościowe, nowo
przybyła niemiecka ludność źle odnosiła się do mieszkających tu od wieków Polaków.
Po objęciu władzy przez Hitlera początkowo, zdawało się, nic nie zapowiadało
hekatomby, bezrobocie zmalało, sytuacja ludzi najbiedniejszych się poprawiła.
Pojawiały się jednak w mieście bojówki młodzieży hitlerowskiej z agresywnymi
hasłami zwalczającymi Polaków i Żydów. Pokojowe współistnienie nacji
mieszkających obok siebie przez stulecia przestało istnieć… Wojna stanęła u
wrót Pszczewa, wielu Polaków przymusowo zmobilizowano do niemieckiej armii,
kilku działaczy polskich aresztowano i wywieziono do obozów koncentracyjnych.
Zbliżała się Armia Czerwona i jej straszni sołdaci o azjatyckich rysach twarzy.
Codzienność mieszkańców w czasie
działania powojennej komendantury radzieckiej. Walka o byt i strach, wywózki do
Rosji. Autorzy książki nie epatują
jednak obrazami okrucieństw wojennych, które na pewno miały miejsce. Są to
wyważone relacje, wolne od zaczadzenia osobistymi dramatami, z pewnością wielkimi dla jednostek, i całych
społeczności, narodów. Dlatego też ta książka jest ciekawa – nie epatuje
zbrodnią, opowiada o ludziach, którzy przeżyli zarówno dobre jak i złe chwile w
trudnych czasach, udało im się przeżyć i zachowali ludzki wymiar swojego
patrzenia na otoczenie, na zmiany, z
którymi – nie mogąc im zapobiec –
pogodzili się. Ustrzegli się choroby dozgonnej nienawiści, częstej przypadłości
ludzi czasów wojny, i nie tylko
wojny.
Osobnym rozdziałem jest proces integracji
ludności autochtonicznej z ludźmi, którzy przyjechali do Pszczewa po wojnie ze
wschodu i Polski centralnej. Stało się tak poprzez małżeństwa i rozwój
turystyki, myślę, że także za sprawą upływającego czasu, który zabliźniał rany.
Osobom dojrzałym, z wpojonymi od
dzieciństwa zasadami etycznymi (także religijnymi), osobom w nich, w tych
zasadach, zakorzenionym – mimo zmiany miejsca zamieszkania, krajobrazu kultury,
pozwalał z czasem zaakceptować nową rzeczywistość i poczuć się w miarę
bezpiecznymi, w gronie rodziny i bliskich sąsiadów. Zrozumieć, przyjąć do
wiadomości, że pojęcie małej pszczewskiej ojczyzny jest bliskie także Niemcom,
którzy musieli stąd wyjechać na mocy międzynarodowych traktatów.
Pszczewska ziemia jest tematem książki. ONA gości na swym
terenie ludzi, którzy pracują dla jej dobra, pomnażają swe majątki, przeżywają
na niej swe troski i radości. Mają swoje
rodzinne historie, które dzieją się w Pszczewskim majątku (1288 – 1945 r.).
Zarządzają nim osoby – pszczewianie – o narodowości tutejszej. Majątek ziemski jest kawałkiem lokalnej historii
gospodarczo-społecznej, wzrasta miłością ludzi, którzy poświęcili mu
kilkadziesiąt lat swego życia – po latach Bernhard, syn Wilhelma zu Dohna, byłego
właściciela majątku, ze swoją żoną, z nostalgią będą odwiedzać nasz polski dzisiaj
Pszczew, dom jego rodziców, dziadków i pradziadków. Dzisiaj Pszczewski Folwark
kochają Łukasz i Żaneta Robakowie, odnowili posesję, prowadzą tam hotel z
atrakcjami dla turystów.
Najbardziej wzruszająca ostatnia
część książki. Historia (pszczewska) widziana oczami kobiet, ich miłościami do
swoich mężczyzn, których kochały nie bacząc na narodowość czy wyznanie. Miłość
kobiet (i pewnie odwrotnie - mężczyzn) potrafi zasypać głębokie rowy narodowej
niechęci i żalu. Najlepiej, kiedy rodzi się w codzienności wspólnego
zamieszkania w jednym domu, wspólnej pracy,
zwykłych wzajemnych uprzejmości, które są konieczne do egzystowania w najtrudniejszych
czasach. Rodzi się miłość, a najpierw przyjaźń – ta jest jeszcze cenniejsza, bo
stwarza ciepło tak nam potrzebne, kiedy
wielka Historia chłodzi i stwardnia serca zwykłych ludzi.
Iwona
Wróblak
październik 2015
październik 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz