Wieczór z panią Stepczyńską.
- Kochajcie kwiaty, będziecie
(na pewno) lepsi. Patrząc na pełną salę starościńską w
międzyrzeckim Muzeum myślałam o tym, że ciekawym byłoby popytać obecnych tam
ludzi, reprezentujących ze cztery chyba pokolenia, gdzie spotkali naszą
nestorkę. Opowieść każdego z nich byłaby stroną w naszej lokalnej historii w
wielu jej wymiarach – artystycznym,
humanistycznym, ekonomii naszego regionu, historii rzemiosła międzyrzeckiego
etc.
- Kochajcie kwiaty, będziecie
lepsi – powiedziała pani Małgosia Stepczyńska. To chciała koniecznie
przekazać – tak rozumie swoją powinność – młodemu pokoleniu. Ważność kwietnego w swojej
piękności i mądrości podejścia do świata, do własnego życia każdego z nas.
Trzeba kochać piękno. Malować je na swoich osobistych obrazach. Kwiaty właśnie
są przykładem tego piękna. Ich naturalizm, taki łąkowy, zwyczajny, ale też
ogrodowy, działkowy, uprawowy. No i
wewnętrzny…
Jest Kwiatem Pani Małgosia,
naszym lokalnym, międzyrzeckim. I bardzo europejskim, nowoczesnym – w swej
filozofii otwarcia się, braku bojaźni przed nieuchronnym Nowym. Mówi Pani
Małgosia – mówcie obcymi językami, znajcie chociaż kilka słów! Znajomość
języków obcych w czasie wojny uratowała jej życie. Na pewno liczba osób, które
wyuczyła angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i francuskiego sięga kilku
setek. A uczy bardzo dobrze, potwierdzają to ci, którzy Jej dzisiaj na
wernisażu dziękują za te nauki.
Mówi też – podróżujcie. Oglądajcie świat. Sama
zawsze uwielbiała podróże. Tak jej przeszkadzało PRLowskie przymknięcie
granic!! Ale udawało jej się czasami
wyjeżdżać jako przewodnik z ORBISem.
Dzisiaj to już nie jest nowość dla pokolenia
po 1989 roku. Mówi się, że to niekoniecznie same dobre doświadczenia. Pani
Stepczyńska się nie boi. Suma
doświadczeń z jej podróży jest zdecydowanie pozytywna. Niezerowalna, jak
powiedzieliby niektórzy. Są one nieprzypadkowym tematem jej obrazów. Sama absolutnie nie ma czołobitnego
stosunku do obcokrajowców. Wie o nich – prawie wszystko. Zostawia ich samym
sobie – nie poprawia, nie wychowuje – zresztą nikogo nie „wychowuje”,
przynajmniej nie wprost. Ale też zabiera głos. Robi to delikatniej a przez to
skuteczniej. JEST AUTORYTETEM. Dzieci i
młodzież z „Ciepłego Kącika u Jezusa” i „Młodzieży z Arki Przyszłości” pod
opieką Ewy Jasiówki, Iwony Kryśkiewicz, Barbary Butkiewicz, Wioletty Dzik i
Magdaleny Chadkowskiej są razem dzisiaj z Nią, z ich Panią Małgosią. By
zaprezentować dla Niej krótki program artystyczny. Niedawno całą grupą byli na
warsztatach stołowego savoir vivre’u w Restauracji „Piastowska”, to taka
najważniejsza nauka o podstawowym wymiarze, która się przyda WSZĘDZIE, otworzy
niejedne drzwi (pani Małgosia mówiła, że to panie opiekujące się dziećmi wpadły
na ten pomysł - świetny, ale bez obecności osoby pani Stepczyńskiej jego
realizacja nie miałaby tej stuprocentowej gwarancji powodzenia).
Jest osobą niezwykłą Pani
Małgosia. Patrzę na salę wypełnioną po brzegi. Ludzie stoją pod ścianą, po
bokach, nie ma wolnych miejsc, wszyscy z zaproszeniami przyszli (co się rzadko zdarza…).
Pani Stepczyńska prowadzi spotkanie. Przedtem osobiście krótko przywitała
każdego z przybyłych. Wszystko jest uporządkowane, scenariusz wernisażu napisany
przez dostojną nestorkę kultury realizowany. Pani Małgorzata przemawia. Mówi o
tym, jak wiele się zmieniło – w naszym
mieście, w naszym kraju oczywiście też. Jak wypiękniał Międzyrzecz przez te
lata od 1946 roku, odkąd tu jest. Żeby tego nie bagatelizować. Żeby to docenić. Bo to są
fakty. Przytacza je. Przykłady; miejsca, które pamięta po wojnie porównuje z
dzisiejszym ich wyglądem, jak one się
zmieniły! To są trwałe wartości, zmiany na lepsze. Ze ŚWIATEM PANI MAŁGOSI
zmienia się świat tzw. rzeczywisty (wszystko zależy od naszego spojrzenia). Patrzenie zmienia świat, poprzez
sposób jego oglądu. To poruszyciel zmian dodający ogromu energii i siły. Życzymy
tych sił – zdrowotnych – z całego serca
Pani Małgosi – żeby była Jej Osoba z nami, kiedy mamy wątpliwości, kiedy czegoś
nie wiemy (mówię o sobie), nie jesteśmy pewni, jak się odnieść do tego czy
tamtego.
Cudowna Pani o jasnoblond włosach
na starych zdjęciach – tak wspominają ją obecni na sali ludzie na emeryturze.
Pani Helena Nycz mówi – pamiętam, że w 1959 roku już malowała.
Robiła to od dziecka jeszcze we Francji, gdzie się wychowywała. Jest więc Tą
Osobą, artystką także wewnętrzną, od zawsze. I pozostanie. To jedna z
najmłodszych (mentalnie) osób w naszym mieście…
Iwona Wróblak
marzec 2014
marzec 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz