czwartek, 22 października 2015

Jazz bywa w środy w Kwinto
           

            Cykl zainicjuje świetny zespół o lapidarnej nazwie YES4JAZZ. Jeszcze jedna oferta kultowego międzyrzeckiego Klubu Muzycznego „Kwinto” w  wachlarzu jego propozycji kulturalnych dla mieszkańców miasta i okolic, a to nie wszystko… Na razie - o tym: Środowe Wieczory Jazzowe – tak roboczo je nazwiemy… Szepnijmy na ucho, ze następny zespół jazzowy jest już zaklepany!
            Fani jazzu - zacierajmy ręce. Pamiętamy cykliczne koncerty jazzowe, do których co poniektórzy, wcale nie tak nieliczni, zdążyli się już  przyzwyczaić. Nie ma ich teraz tam, gdzie były, w Międzyrzeckim Domu Kultury. Ale będą w „Kwinto”. Szefowie Klubu mi to obiecali.
            Przypominamy: Marek Wesołowski – perkusja, Wojciech Pruszyński – fortepian (kompozytor utworów), Robert Chyła – saksofon tenorowy (mój rozmówca), Jakub Osypiński – trąbka i Piotr Stepka – kontrabas. Warto przyjść na piwo do „Kwinto” (notabene – dobre), gdzie jest tyle dobrej muzyki, profesjonalnej, do słuchania, to niemalże wielkomiejska klimatyczna knajpka tętniąca wielką obfitością i różnorodnością kulturalnych doznań wszelkich stylów i gatunków.
Bardzo był zebrany w sobie, kulisty czy elipsoidowaty, mieniący się w sobie ten Yes4Jazz. Tradycyjny i klasyczny poprzez kompozycje Pruszyńskiego, w którym dyskretnie pobrzmiewał Bach, Mozart (tak!) i inne dźwięki i nuty – tak mi one brzmiały a potwierdził to Robert Chyła, wspaniały saksofonista, po niewielkich namowach zgodził się na muzyczne zwierzenia. Niby trzeba oddzielać muzykę od życia jak sacrum od profanum, bo można się zatracić, ale jak to miło na trzy godziny zagubić się w graniu, a nam – słuchającym - w słuchaniu tego usznego narkotyku…
            Standardy jazzowe były też, ale mało. Tyle ile wypada. By przypomnieć skąd jesteśmy. Cała reszta, 90% to twórczość własna, kompozycje Wojciecha Pruszyńskiego. Jak się pochylał, wkręcał w te nutki nad klawiszami, słuchał ich… Bardzo ich wszyscy muzycy słuchali, swoich instrumentów, tych międzynutków i międzynuciąt, co im wysmykiwały się spod palców. W zawrotnym tempie przetworzone przez neurony lewej półkuli wypełniły gęstymi zwojami zakola i krawędzie królestwa kasiarza, vabankowskiego trąbkarza „Kwinto”, który nareszcie wie, po co tam jest na ścianie uwieczniony, obrysowany w kontur, z prawdziwym instrumentem w rękach. Jazz TO JEST TO - w prawdziwym Klubie Muzycznym. A następny koncert ma być  jeszcze lepszy, no zobaczymy, poprzeczka jest wysoka!
            W jazzie nie ma literatury, jest sam dźwięk. Robert Chyła – jazz to prywatna muzyka, jest tego, kto ją gra. Ćwiczą to indywidualnie od 20. lat. Dźwięków jest tyle samo co kiedyś, w całej historii ludzkiego muzykowania, niby wszystko wiemy, a jednak… W zespole mają wspólne zainteresowania muzyczne, doświadczenia w byciu w świecie, jakim jest muzyka. Dali się jej pożreć. Jest tam nawet cisza, w ich muzyce, jak mówi Robert – żeby nie była ona wielkim hukiem jest w niej czas na oddech, czas do namysłu, te milisekundy są cenne. W architekturze ich utworów. Starannie szanują swoje solówki, nie przeszkadzają w nich sobie, myślę, że czerpią być może później stąd inspiracje. Solówkom towarzyszą delikatne wieloślady w wykonaniu pozostałych instrumentów.
           

Iwona Wróblak
marzec 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz