Bethel i Łyczek
Łyczkowski grali dla Mirki Górnej
Już
przyzwyczailiśmy się w Międzyrzeczu do cyklicznie rozwieszanych na słupach
plakatów z zaproszeniem na koncerty do „Kwinto”. „Bethel” i „Łukasz „Łyczek” Łyczkowski & przyjaciele”.
Konsekwentnie
od ponad roku – programowo – w każdą sobotę w budynku po byłej Straży Pożarnej
dzieją się niebanalne wydarzenia muzyczne. Nie darmo w salach „Kwinto” ze ścian
patrzy na nas postać kultowego Kwinto, muzyka z trąbką z przedwojennego klubu
muzycznego.
To już
drugi - charytatywny - koncert dla Mirki Górnej, od urodzenia chorującej na
rdzeniowy zanik mięśni. Dochód w całości zostanie przeznaczony na jej leczenie
w Indiach. Mirce ostatnie osiągnięcia nauki dały szansę. Została
zakwalifikowana na terapię komórkami macierzystymi w Mayom Hospital w New Dehli. Ma aż 80 % szans
na spowolnienie lub zatrzymanie postępu zaniku mięśni, a przede wszystkim – jak
sama mówi – szansę na znaczne zwiększenie siły mięśniowej i sprawniejsze
funkcjonowanie. Koszt miesięcznej terapii, w tym 7. iniekcji komórek
macierzystych, wynosi 30.000 USD. (Fundacja
AVALON Bezpośrednia pomoc Niepełnosprawnym, Michała Kajki 80/82/1 04-620
Warszawa z dopiskiem „Mirosława Górna 607 nr konta 62 1600 1286 0003 0031 8642
6001”)
Zaroiło się w „Kwinto” od wolontariuszy
w czarnych koszulkach z napisem „Bethel” i „Łukasz Łyczkowski i przyjaciele” –
z rysunkiem przedstawiającym drabinę do nieba ludzkiej pomocy i solidarności, z
logo Klubu Muzycznego „Kwinto” na rękawach, przyjaciół Mirki: pracowników Klubu,
i wolontariuszek: dziewczyn – przypadkiem, lub może wcale nie - w naszego
międzyrzeckiego Hufca Harcerskiego. Kwestowały z puszkami przez kilka godzin na ulicach miasta na rzecz pomocy
dla Mirki. Nikola Zaremba, Agata Mich, Martyna Matuszewska, Anita Szmyt, Oliwia
Matuszewska i Jowita Szudra. Druhna
komendantka Maria Sobczak-Siuta powiedziała im, że jest możliwość pomocy i
można się zgłosić. Nie wahały się, chociaż miały uczestniczyć w kwieście po raz pierwszy.
Przyniosły
już z miasta puszki, w Klubie czekają też na licytację gadżety: piękne plakaty
z dzisiejszego koncertu, książki i albumy („Dave Groll – oto moje powołanie”, gruby
album „David Bowie”), stosik płyt – m.in. „Pearl Jam”, koszulki i „cegiełki” o
nominałach 20 zł i 50 zł. Licytować je będzie Jacek Borowiak. Do ich kupna, do
wspierania Mirki, zachęcają też muzycy.
Zapowiada
nam się super-koncert, będzie trwał prawie do północy. Nasyceni muzyką fani
obydwóch kapel nie będą chcieli wypuścić artystów.
Łukasz „Łyczek”
Łyczkowski & przyjaciele, czyli charyzmatyczny „Łyczek” – wokalista z
gitarą rytmiczną, Paweł Soliński –
perkusja, djembe, Sławek Stopka – djembe i Łukasz Łabędzki – gitara solowa.
Grają razem w Domu Kultury w Sulęcinie już 4 lata. Grają autorskie utwory
„Łyczka”. Pamiętam Łukasza, jak grał u nas w Klubie Garnizonowym kompozycje
Tadeusza Nalepy i zespołu „Dżem”. Po tak gruntownej szkole bluesa szuka teraz własnych dźwięków, gromadzi materiał na
autorską płytę. Zobaczymy więc, co w duszy Łukaszowej gra. Teksty do piosenek
pisze też niebanalne. Myślę, że jeśli się Łukaszowi nieco poszczęści, jeszcze o
nim usłyszymy, bo potencjał ma duży. Warto wsłuchać się uważnie w tą muzykę,
intonację, wykonanie, być blisko, w niewielkiej odległości, przy Łukaszu, kiedy
wczuwa się w to, co śpiewa, co chce powiedzieć – przekazać, uwydatnić. Jak to
zrobili dziś fani muzyki w „Kwinto”, gdzie – z braku miejsca (a może kluby
muzyczne z natury rzeczy nie powinny być zbyt obszerne) – odległość między
widzem a artystą nie przekraczała metra,
co bynajmniej muzykom nie przeszkadzało. Przeciwnie, byli zachwyceni atmosferą Klubu,
bliskim kontaktem ze słuchaczem, tym powerem, jaki daje im koncert na żywo.
To była
muzyka autorska sensu stricto. W pierwszej
części wieczoru. Rozglądam się po gęstniejącym tłumie w Klubie. Tak już jest w
Klubie Muzycznym, ludzie są blisko siebie, i to jest dobre. Przychodzi tu kilka
pokoleń, nie tylko młodzi i bardzo młodzi, wyżywający się w tańcu, aż podłoga
Starej Straży Pożarnej drży i wibruje, od muzyki, energii i dobrej zabawy.
Umawiają się tu, na 18. urodziny Karoliny przyszła grupa wolontariuszy z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym z Ewą
Skrzek-Bączkowską Pełnomocnikiem Wojewódzkim Jednostki TPG. Byli na poprzednim
koncercie dla Mirki, na ten też przyszli.
By wspomóc Mirkę i posłuchać muzyki. 18 lat kończy młoda, chociaż już
zasłużona, jak mówi Ewa, wolontariuszka Karolina, dziewczyna ma swoje wejście
na scenę, urodzinowe życzenia składają jej artyści z zespołu „Bethel”.
„Bethel” to, jak mówi mi któryś z nich,
reggae szeroko pojęte. Bardzo szeroko
i dogłębnie, powiedziałabym. Sens filozofii grających tę muzykę zrozumiany gruntownie.
Pozytywnego podejścia do pojmowania świata. Radość sama w sobie wyrażana rytmem
przede wszystkim, jego spokojem i uspokojeniem,
jakiego się doznaje będąc w jej orbicie. Instrumentalnie uczta muzyczna – takie
określenie tego, co usłyszeliśmy, nie wydaje się zbyt wielkie. Jaka witalność – i profesjonalizm,
także kondycja fizyczna… Rozbawili publiczność do czerwoności. Las rąk,
szaleństwo przed sceną, amok zupełny… Równy rytm, bardzo podobały mi się partie
na trąbce – filmowy trąbkarz Kwinto patrzący ze ścian z ukontentowaniem patrzył
na nasze czasy współczesne. Skład zespołu: Grzegorz
Wlaźlak – wokalista, gitarzysta, szalenie energetyczny, Szymon Chudy – gitara, Konrad Możdżeń –
przeszadzajki (ciekawy ich koloryt wzbogacający ten wyraz muzyki z gatunku reggae), Magdalena Dachowska – gitara
basowa, Robert Dachowski – perkusja, Damian Kluźniak - klawisze (umiejętnie
urozmaicał i wplatał ich brzmienie w kompozycje) i Piotr Zarówny – wspomniana trąbka. Zespół gra 7 lat. Niedługo się
ukaże ich druga płyta, poprzednia ma tytuł „Muzyka serc”.
Mirko
– gramy dla Ciebie - mówią i śpiewają artyści na scenie. Na Twoje
zdrowie. „Bethel” śpiewa jej piosenkę o wolności – w tekście: tej wolności szukam. Można się tu też przed
sceną wykrzyczeć, ile gardło zniesie, a może ono dużo. Dlatego ludzie lubią
„Kwinto”. To odskocznia, jakiej potrzebują. Pomysł na sobotni wieczór. Pulsuje
rytm reggae, ściany a nawet powietrze
w „Kwinto” nim wibruje. Zgrały się serca w jeden ruch falujących rąk. Wokalista
absolutnie panuje na scenie. Siła współodczuwania muzyki przez publiczność
działa i na zespół, myślę. Transowy rytm muzyki… Ładnie wkomponowane partie poszczególnych
instrumentów, solówki prawie idealnie dopasowane do całości danej kompozycji,
zdaje się, że tu nie ma lidera, że Zespół to jeden reggaeowy organizm,
sprzęgnięty teraz z falami odbioru tańczącej widowni. Ornamenty muzyczne tylko
konieczne, chociaż zauważalne, naczelną jest idea filozofii reggae, jej prostota (pozorna). Notuję
kolejną frazę z tekstu: zabrali mi skrzydła, abym nie poznał świata…
To odkrywanie świata zasłoniętego, ta radość z odsuwania niepotrzebnych zasłon,
cieszenie się z poczucia radości, smakowanie jej…Spoczywanie w Niej, w muzyce,
w rytmie, w pewności, w uspokojeniu. I
ekspresja tych uczuć. Czyli „Bethel”.
Iwona Wróblak
luty 2014
luty 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz