sobota, 31 października 2015

Bethel i Łyczek Łyczkowski grali dla Mirki Górnej 


            Już przyzwyczailiśmy się w Międzyrzeczu do cyklicznie rozwieszanych na słupach plakatów z zaproszeniem na koncerty do „Kwinto”.  „Bethel” i  „Łukasz „Łyczek” Łyczkowski & przyjaciele”.
            Konsekwentnie od ponad roku – programowo – w każdą sobotę w budynku po byłej Straży Pożarnej dzieją się niebanalne wydarzenia muzyczne. Nie darmo w salach „Kwinto” ze ścian patrzy na nas postać kultowego Kwinto, muzyka z trąbką z przedwojennego klubu muzycznego.
            To już drugi - charytatywny - koncert dla Mirki Górnej, od urodzenia chorującej na rdzeniowy zanik mięśni. Dochód w całości zostanie przeznaczony na jej leczenie w Indiach. Mirce ostatnie osiągnięcia nauki dały szansę. Została zakwalifikowana na terapię komórkami macierzystymi w  Mayom Hospital w New Dehli. Ma aż 80 % szans na spowolnienie lub zatrzymanie postępu zaniku mięśni, a przede wszystkim – jak sama mówi – szansę na znaczne zwiększenie siły mięśniowej i sprawniejsze funkcjonowanie. Koszt miesięcznej terapii, w tym 7. iniekcji komórek macierzystych, wynosi 30.000 USD. (Fundacja AVALON Bezpośrednia pomoc Niepełnosprawnym, Michała Kajki 80/82/1 04-620 Warszawa z dopiskiem „Mirosława Górna 607 nr konta 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001”)
            Zaroiło się w „Kwinto” od wolontariuszy w czarnych koszulkach z napisem „Bethel” i „Łukasz Łyczkowski i przyjaciele” – z rysunkiem przedstawiającym drabinę do nieba ludzkiej pomocy i solidarności, z logo Klubu Muzycznego „Kwinto” na rękawach, przyjaciół Mirki: pracowników Klubu, i wolontariuszek: dziewczyn – przypadkiem, lub może wcale nie - w naszego międzyrzeckiego Hufca Harcerskiego. Kwestowały z puszkami przez  kilka godzin na ulicach miasta na rzecz pomocy dla Mirki. Nikola Zaremba, Agata Mich, Martyna Matuszewska, Anita Szmyt, Oliwia Matuszewska i  Jowita Szudra. Druhna komendantka Maria Sobczak-Siuta powiedziała im, że jest możliwość pomocy i można się zgłosić. Nie wahały się, chociaż miały  uczestniczyć w kwieście po raz pierwszy.
            Przyniosły już z miasta puszki, w Klubie czekają też na licytację gadżety: piękne plakaty z dzisiejszego koncertu, książki i albumy („Dave Groll – oto moje powołanie”, gruby album „David Bowie”), stosik płyt – m.in. „Pearl Jam”, koszulki i „cegiełki” o nominałach 20 zł i 50 zł. Licytować je będzie Jacek Borowiak. Do ich kupna, do wspierania Mirki, zachęcają też muzycy.
            Zapowiada nam się super-koncert, będzie trwał prawie do północy. Nasyceni muzyką fani obydwóch kapel nie będą chcieli wypuścić artystów.
Łukasz „Łyczek” Łyczkowski & przyjaciele, czyli charyzmatyczny „Łyczek” – wokalista z gitarą rytmiczną, Paweł Soliński – perkusja, djembe, Sławek Stopka – djembe i Łukasz Łabędzki – gitara solowa. Grają razem w Domu Kultury w Sulęcinie już 4 lata. Grają autorskie utwory „Łyczka”. Pamiętam Łukasza, jak grał u nas w Klubie Garnizonowym kompozycje Tadeusza Nalepy i zespołu „Dżem”. Po tak gruntownej szkole bluesa szuka teraz  własnych dźwięków, gromadzi materiał na autorską płytę. Zobaczymy więc, co w duszy Łukaszowej gra. Teksty do piosenek pisze też niebanalne. Myślę, że jeśli się Łukaszowi nieco poszczęści, jeszcze o nim usłyszymy, bo potencjał ma duży. Warto wsłuchać się uważnie w tą muzykę, intonację, wykonanie, być blisko, w niewielkiej odległości, przy Łukaszu, kiedy wczuwa się w to, co śpiewa, co chce powiedzieć – przekazać, uwydatnić. Jak to zrobili dziś fani muzyki w „Kwinto”, gdzie – z braku miejsca (a może kluby muzyczne z natury rzeczy nie powinny być zbyt obszerne) – odległość między widzem a  artystą nie przekraczała metra, co bynajmniej muzykom nie przeszkadzało. Przeciwnie, byli zachwyceni atmosferą Klubu, bliskim kontaktem ze  słuchaczem, tym powerem, jaki daje im koncert na żywo.
            To była muzyka autorska sensu stricto. W pierwszej części wieczoru. Rozglądam się po gęstniejącym tłumie w Klubie. Tak już jest w Klubie Muzycznym, ludzie są blisko siebie, i to jest dobre. Przychodzi tu kilka pokoleń, nie tylko młodzi i bardzo młodzi, wyżywający się w tańcu, aż podłoga Starej Straży Pożarnej drży i wibruje, od muzyki, energii i dobrej zabawy. Umawiają się tu, na 18. urodziny Karoliny przyszła grupa wolontariuszy z  Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym z Ewą Skrzek-Bączkowską Pełnomocnikiem Wojewódzkim Jednostki TPG. Byli na poprzednim koncercie dla  Mirki, na ten też przyszli. By wspomóc Mirkę i posłuchać muzyki. 18 lat kończy młoda, chociaż już zasłużona, jak mówi Ewa, wolontariuszka Karolina, dziewczyna ma swoje wejście na scenę, urodzinowe życzenia składają jej artyści z zespołu „Bethel”.
            „Bethel” to, jak mówi mi któryś z nich, reggae szeroko pojęte. Bardzo szeroko i dogłębnie, powiedziałabym. Sens filozofii grających tę muzykę zrozumiany gruntownie. Pozytywnego podejścia do pojmowania świata. Radość sama w sobie wyrażana rytmem przede wszystkim, jego spokojem i  uspokojeniem, jakiego się doznaje będąc w jej orbicie. Instrumentalnie uczta muzyczna – takie określenie tego, co usłyszeliśmy, nie wydaje się zbyt  wielkie. Jaka witalność – i profesjonalizm, także kondycja fizyczna… Rozbawili publiczność do czerwoności. Las rąk, szaleństwo przed sceną, amok zupełny… Równy rytm, bardzo podobały mi się partie na trąbce – filmowy trąbkarz Kwinto patrzący ze ścian z ukontentowaniem patrzył na nasze czasy współczesne. Skład zespołu: Grzegorz Wlaźlak – wokalista, gitarzysta, szalenie energetyczny, Szymon Chudy – gitara, Konrad Możdżeń – przeszadzajki (ciekawy ich koloryt wzbogacający ten wyraz muzyki z gatunku reggae), Magdalena Dachowska – gitara basowa, Robert Dachowski – perkusja, Damian Kluźniak - klawisze (umiejętnie urozmaicał i wplatał ich brzmienie w kompozycje) i Piotr Zarówny – wspomniana trąbka. Zespół gra 7 lat. Niedługo się ukaże ich druga płyta, poprzednia ma tytuł „Muzyka serc”.
            Mirko – gramy dla Ciebie - mówią i śpiewają artyści na scenie. Na Twoje zdrowie. „Bethel” śpiewa jej piosenkę o wolności – w tekście: tej  wolności szukam. Można się tu też przed sceną wykrzyczeć, ile gardło zniesie, a może ono dużo. Dlatego ludzie lubią „Kwinto”. To odskocznia, jakiej potrzebują. Pomysł na sobotni wieczór. Pulsuje rytm reggae, ściany a nawet powietrze w „Kwinto” nim wibruje. Zgrały się serca w jeden ruch falujących rąk. Wokalista absolutnie panuje na scenie. Siła współodczuwania muzyki przez publiczność działa i na zespół, myślę. Transowy rytm muzyki… Ładnie wkomponowane partie poszczególnych instrumentów, solówki prawie idealnie dopasowane do całości danej kompozycji, zdaje się, że tu nie ma lidera, że  Zespół to jeden reggaeowy organizm, sprzęgnięty teraz z falami odbioru tańczącej widowni. Ornamenty muzyczne tylko konieczne, chociaż zauważalne, naczelną jest idea filozofii reggae, jej prostota (pozorna). Notuję kolejną frazę z tekstu: zabrali mi skrzydła, abym nie poznał świata… To odkrywanie świata zasłoniętego, ta radość z odsuwania niepotrzebnych zasłon, cieszenie się z poczucia radości, smakowanie jej…Spoczywanie w Niej, w muzyce, w  rytmie, w pewności, w uspokojeniu. I ekspresja tych uczuć. Czyli „Bethel”.


Iwona Wróblak
luty 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz