piątek, 30 października 2015

Rabin Haim Beliak z wykładem w Muzeum

            Wykład miał tytuł: „Judaizm starszy brat chrześcijaństwa”. W tym niecodziennym wydarzeniu brało udział wielu międzyrzeczan. Nie dla  wszystkich starczyło miejsc siedzących w sali starościńskiej naszego muzeum. Tak duże zainteresowanie mnie nie zaskoczyło. Duchowny tej rangi najstarszej religii monoteistycznej budzi zrozumiałe zainteresowanie. Dla mnie wykład był za krótki, czytając wcześniej książki o judaizmie dostępne w  naszej Bibliotece Publicznej miałam do rabina co najmniej kilka pytań dotyczących tej szacownej religii.
            Rozumiałam też, że swoją osobą nie mogę absorbować zbyt wiele czasu rabina. Wszyscy czuli wielkość i mądrość tego skromnego człowieka, jestem zdania, że wybitni duchowni wszelkich wyznań rozumieją się wcale dobrze. Tylko my w swojej małej zaciekłości kruszymy kopie o szczegóły…
Tematem wykładu rabina Bielaka, jak zrozumiałam, jego treścią, było POROZUMIENIE. Na wspólnych płaszczyznach porozumienie – autorytetu moralnego papieża Jana Pawła II. Wspólnych Księgach, które czytają chrześcijanie i żydzi. Tym samym Bogu. I historii, wspólnej w swym tragicznym wymiarze dla narodów polskiego i żydowskiego.
            Mówię do Rabina, pytam – co trzeba zachować koniecznie (Rabin należy do nurtu postępowego) w tradycji żydowskiej, jej różnych wielorakich nurtach – to moje ważne dla Rabina pytanie. Nie zdziwił mnie odpowiedzią. Już to czytałam, nie wiem, czy u mędrców chasydzkich czy w innej tradycji rabinackiej: Kochaj siebie samego, a cała reszta jest komentarzem… No cóż, ja tego komentarza też chciałabym posłuchać, ale rozumiałam, że za mną w  kolejce z pytaniami jest jeszcze kilku pytających. O zupełnie różne rzeczy. Bo mędrcy słuchają.
Jeszcze zapytałam o sacrum. Dlaczego je trzeba oddzielać od profanum. Jak szabat od nadchodzącego tygodnia. (Nie wiem, czy dobrze to rozumiem…). Wiem, że trzeba to robić. Ale chciałam usłyszeć od Rabina j a k trzeba to robić według Żydów. No, tego nie mogłam usłyszeć w ciągu kilku minut. Dlatego jestem nienasycona wizytą i wykładem Rabina Haima Bieliaka.
            Rabin opowiadał o swojej rodzinie, matce, polskich korzeniach, które ma wielu Żydów. Czyli o ludzkim wymiarze naszego wspólnego człowieczeństwa. Które opiera się w lwiej części na zwyczajności, która jest zwyczajnie boska, ukochana przez Boga bo nasza (też nie wiem, czy to  dobrze rozumiem, ale spytam Rabina, jak go spotkam znowu, spokojnie mi to, ważąc słowa, wytłumaczy…). O przechodzeniu nad naszymi wzajemnymi stereotypami do etapu wybaczania, jak zaleca Jan Paweł II. Wychodzeniu z okopów walki nie wiadomo o co, bo na pewno nie o rzeczy najistotniejsze, o  które trzeba walczyć – kochaj siebie samego, a cała reszta jest komentarzem. Bynajmniej nie o egoizm tu chodzi…
            Mówił o gościnności i szacunku. O uznawaniu naszych wzajemnych ról. Każda wiara w jakiś sposób służy Bogu – powiedział Rabin.
Co jeszcze mówił? Być z rodziną, być razem z innymi. Kontemplować życie, mieć poczucie Boga. Nie jesteśmy niewolnikami całotygodniowej pracy (szabat). Największym przykazaniem jest żyć w radości, w modlitwie, w muzyce i w tańcu. Taniec – angażuje całe ciało i każdy jego centymetr. By  chwalić Boga, bo JESTEŚMY.
            Tłumacz wykładu (z j. angielskiego) pan Piotr Mirski, akompaniując sobie na gitarze klasycznej, zaśpiewał nam kilka pieśni żydowskich. Radosnych pieśni chwalących Boga i istnienie człowiecze, pozdrowienie Shalom alejchem nuciliśmy razem. Wieczoru dopełniła degustacja żydowskich potraw (dowiedziałam się, że cymes to znaczy słodki żydowski deser) przygotowanych przez panią Irenę Kirmiel. Rabin zapalił też szabasową skręconą spiralnie świecę, z ciekawością przyglądaliśmy się staremu żydowskiemu zwyczajowi narodu, z którym żyliśmy we wspólnej ojczyźnie przez kilkaset lat.  

Iwona Wróblak
luty 2014


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz