Rabin Haim
Beliak z wykładem w Muzeum
Wykład
miał tytuł: „Judaizm starszy brat
chrześcijaństwa”. W tym niecodziennym wydarzeniu brało udział wielu
międzyrzeczan. Nie dla wszystkich
starczyło miejsc siedzących w sali starościńskiej naszego muzeum. Tak duże
zainteresowanie mnie nie zaskoczyło. Duchowny tej rangi najstarszej religii
monoteistycznej budzi zrozumiałe zainteresowanie. Dla mnie wykład był za
krótki, czytając wcześniej książki o judaizmie dostępne w naszej Bibliotece Publicznej miałam do rabina
co najmniej kilka pytań dotyczących tej szacownej religii.
Rozumiałam
też, że swoją osobą nie mogę absorbować zbyt wiele czasu rabina. Wszyscy czuli
wielkość i mądrość tego skromnego człowieka, jestem zdania, że wybitni duchowni
wszelkich wyznań rozumieją się wcale dobrze. Tylko my w swojej małej
zaciekłości kruszymy kopie o szczegóły…
Tematem wykładu rabina Bielaka, jak zrozumiałam, jego
treścią, było POROZUMIENIE. Na wspólnych płaszczyznach porozumienie –
autorytetu moralnego papieża Jana Pawła II. Wspólnych Księgach, które czytają
chrześcijanie i żydzi. Tym samym Bogu. I historii, wspólnej w swym tragicznym
wymiarze dla narodów polskiego i żydowskiego.
Mówię do
Rabina, pytam – co trzeba zachować
koniecznie (Rabin należy do nurtu postępowego) w tradycji żydowskiej, jej różnych wielorakich nurtach – to moje ważne
dla Rabina pytanie. Nie zdziwił mnie odpowiedzią. Już to czytałam, nie
wiem, czy u mędrców chasydzkich czy w innej tradycji rabinackiej: Kochaj
siebie samego, a cała reszta jest komentarzem… No cóż, ja tego
komentarza też chciałabym posłuchać, ale rozumiałam, że za mną w kolejce z pytaniami jest jeszcze kilku
pytających. O zupełnie różne rzeczy. Bo mędrcy słuchają.
Jeszcze zapytałam o sacrum. Dlaczego je trzeba oddzielać
od profanum. Jak szabat od nadchodzącego tygodnia. (Nie wiem, czy dobrze to
rozumiem…). Wiem, że trzeba to robić. Ale chciałam usłyszeć od Rabina j a k
trzeba to robić według Żydów. No, tego nie mogłam usłyszeć w ciągu kilku minut.
Dlatego jestem nienasycona wizytą i wykładem Rabina Haima Bieliaka.
Rabin
opowiadał o swojej rodzinie, matce, polskich korzeniach, które ma wielu Żydów.
Czyli o ludzkim wymiarze naszego wspólnego człowieczeństwa. Które opiera się w
lwiej części na zwyczajności, która jest zwyczajnie boska, ukochana przez Boga
bo nasza (też nie wiem, czy to dobrze
rozumiem, ale spytam Rabina, jak go spotkam znowu, spokojnie mi to, ważąc
słowa, wytłumaczy…). O przechodzeniu nad naszymi wzajemnymi stereotypami do
etapu wybaczania, jak zaleca Jan Paweł II. Wychodzeniu z okopów walki nie
wiadomo o co, bo na pewno nie o rzeczy najistotniejsze, o które trzeba walczyć – kochaj siebie samego, a cała reszta jest komentarzem. Bynajmniej
nie o egoizm tu chodzi…
Mówił o gościnności
i szacunku. O uznawaniu naszych wzajemnych ról. Każda wiara w jakiś sposób
służy Bogu – powiedział Rabin.
Co jeszcze mówił? Być z rodziną, być razem z innymi.
Kontemplować życie, mieć poczucie Boga. Nie jesteśmy niewolnikami
całotygodniowej pracy (szabat). Największym przykazaniem jest żyć w radości, w
modlitwie, w muzyce i w tańcu. Taniec – angażuje całe ciało i każdy jego
centymetr. By chwalić Boga, bo JESTEŚMY.
Tłumacz
wykładu (z j. angielskiego) pan Piotr Mirski, akompaniując sobie na gitarze
klasycznej, zaśpiewał nam kilka pieśni żydowskich. Radosnych pieśni chwalących
Boga i istnienie człowiecze, pozdrowienie Shalom
alejchem nuciliśmy razem. Wieczoru dopełniła degustacja żydowskich potraw
(dowiedziałam się, że cymes to znaczy słodki żydowski deser) przygotowanych
przez panią Irenę Kirmiel. Rabin zapalił też szabasową skręconą spiralnie
świecę, z ciekawością przyglądaliśmy się staremu żydowskiemu zwyczajowi narodu,
z którym żyliśmy we wspólnej ojczyźnie przez kilkaset lat.
Iwona Wróblak
luty 2014
luty 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz