Dikanda.
Muzycy myślą dźwiękami
Muzycy już
tacy są. Pewne dźwięki im się podobają i używają ich. A potem słuchający
dorabiają do nich filozofię…Uwielbiam to. Kiedy mogę do muzyki dopisać słowa. Stworzyć z nich teatr, epos
- mój, moją opowieść. Powędrować przez epoki i wymiary. Wyobrazić sobie.
Dikanda to podobno
znaczy rodzina. Czyli wszystko to, co ma w sobie kobieta. Dla mnie muzyka „Dikandy”
jest taka. Matriarchalna, do żywego ciała zgłębiająca, czy próbująca zgłębiać, byt.
Jak ciało kobiety, duchowe i cielesne. Prehistoryczne statuetki. Najdawniejsze
doświadczenia kulturowe ludzkości.
Muzycy nie pretendują do
antropologicznych wyjaśnień i teorii. Muzycy słuchają po prostu tych dawnych –
ciągle aktualnych, uniwersalnych dźwięków w sobie, tkwiących głęboko, obecnych
od zawsze. Są one muzyczne, tonalne. Ale przecież z muzyki czerpie inspiracje
kultura ta głębinowa, chtoniczna. Dlatego ludzie lubią słuchać „Dikandy”. Bo im
coś przypomina, bo gra w nich, współgra z nutą wywodzącą się z zamierzchłych
doświadczeń ich dalekich przodków, kultur najstarszych. Dlatego mówię, że to
muzyka kobieca, matriarchalna. Śpiewają: Ania
Witczak – też akordeon, Kasia
Dziubak – pięknie brzmiące skrzypce i Kasia
Bogusz - niepowtarzalny charakterystyczny przeponowy głos.
Panie
szybko dodają – też mężczyźni w ich zespole są ważni: Piotr Rejdak – gitara klasyczna, klimatyczne solówki, Grzegorz Kolbrecki - kontrabas –
muzyczny tusz, jakby w cieniu, ale bardzo ważny, Daniel Kaczmarczyk – instrumenty perkusyjne – bez RYTMU nie byłoby
nic, ona nadaje sens muzyce dźwięków, jak nazwałabym styl „Dikandy”. Dźwięków
wszystkich na świecie. Prawie wszystkich.
Przez
pustynie arabskie, morze piasku i kamieni, pojawiające się na nich karawany nomadów,
zawiązki pierwszych cywilizacji z ich jasno określonymi rolami przypisanymi
płciom, jeszcze przed rozpęknięciem się, które spowodowała cywilizacja
techniczna. Większa część naszej historii do tego okresu należy i większa część
doświadczeń. I nie o ilość czasu przeżytego w nich tu chodzi tylko o ich
głębię, o kulturowy biologizm – ten wymiar - nierozerwalnie związany z pieśnią,
muzyką, tańcem, potem z literaturą. Gardłowe kompozycje - pieśni, które nie
potrzebują słów i słusznie zespół ich nie używa. Zaciemniłyby istotę rzeczy, nazwały to,
co nie musi i nie powinno nawet być nazwane, bo spłyci i zawęzi. Dlaczego tam
we wschodniej kulturze szukają inspiracji?? Bo te dźwięki, stamtąd, im się
podobają. Bo czujemy więź z nimi, z muzyką stamtąd, chce nam się tańczyć razem
z tymi ludźmi, których dotyczą. Co jest wspólnego w muzyce z różnych kręgów
kulturowych… Nie podejmuję się odpowiedzieć na to pytanie. Inaczej - dlaczego
ludzie kochają muzykę? No może jeszcze inaczej – dlaczego mają jej nie kochać,
skoro przynosi im tyle radości...
RYTM
wszechobecny, to lubimy najbardziej. Zawsze nas uwodzi, dobrze równo zagrany,
powtarzający się. Wprowadza w trans niemalże. On jest najstarszy. Nie wiadomo
jak stary, może tak jak Afryka, zanim jeszcze zdążyliśmy ją nazwać. Stepy i
sawanny i rozlegle przestrzenie, na których jeszcze nie tak wielu było ludzi.
Przywoływał ich do siebie dźwięk tam-tamów, informował – taki telegraf… I nasze
serce bije też w RYTMIE. Słuchamy go od niemowlęcia,
czujemy się z nim bezpieczni. Te doświadczenia są bezcenne – dlatego może tak lubimy
rytm, kiedy grają nam też w późniejszym pozaniemowlęcym okresie naszego życia.
No i te ogniska pierwotne – dzisiaj też lubimy przy nich być – jasność jak
rozpraszanie złowrogiego mroku, i ciepło,
kiedy widać innych ludzi przycupniętych przy nim… Nie było rzecz jasna ogniska
w „Kwinto”, ale był afrykanizujący rytm, który grała „Dikanda”.
Ludzie to
bliskość, to kontakty – od przyjaźni po miłości wszelkiego rodzaju. Czyli sedno
ludzkich potrzeb. Muzyka i miłość w kulturach różnych regionów obecne są od
zawsze, one są przyczyną, kanwą i sposobem wyrazu. To obrazki uniwersalne;
danego człowieka w jego miejscu w historii z jego emocjami, przeżyciami.
Potrafimy go zrozumieć, nie potrzeba do tego języka, muzyka wystarczy…
Muzyka
powie wszystko. Jak kobieta. Jest subtelna i konkretna, delikatna jak skrzypce
i dobitna jak rytm bonga. Jak kobiety śpiewające i akompaniujący im mężczyźni. Doskonała rodzina
jak Dikanda. Słowiańska, arabska i
bałkańska, polska i żydowska, hardkorowa – jak mówiła Kasia – w swym pulsie mocnym czasów, które nas osobiście
dotyczą, bo jesteśmy w nich zanurzeni. Ruskie pieśni, w staroruskim, podobno przez
to wikińskim klimacie – nasz polski sąsiad, na pewno wiele treści od nich
zapożyczyliśmy. I na koniec nieco autentycznego ruchu – Kasia Dziubak w
zmysłowym tańcu brzucha - (trochę mi się też kojarzy z derwiszowym tańcem –
wirowaniem) – to z kolebki z kolei hinduskich kultur – także święto Kobiety,
która, co tu dużo mówić, mimo tej
patriarchalnej z gruntu kultury także praktycznie rządziła najważniejszymi
rzeczami.
Iwona Wróblak
kwiecień 2014
kwiecień 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz