czwartek, 15 października 2015

Dikanda. Muzycy myślą dźwiękami


            Muzycy już tacy są. Pewne dźwięki im się podobają i używają ich. A potem słuchający dorabiają do nich filozofię…Uwielbiam to. Kiedy mogę do  muzyki dopisać słowa. Stworzyć z nich teatr, epos - mój, moją opowieść. Powędrować przez epoki i wymiary. Wyobrazić sobie.
Dikanda to podobno znaczy rodzina. Czyli wszystko to, co ma w sobie kobieta. Dla mnie muzyka „Dikandy” jest taka. Matriarchalna, do żywego ciała zgłębiająca, czy próbująca zgłębiać, byt. Jak ciało kobiety, duchowe i cielesne. Prehistoryczne statuetki. Najdawniejsze doświadczenia kulturowe ludzkości.
Muzycy nie pretendują do antropologicznych wyjaśnień i teorii. Muzycy słuchają po prostu tych dawnych – ciągle aktualnych, uniwersalnych dźwięków w sobie, tkwiących głęboko, obecnych od zawsze. Są one muzyczne, tonalne. Ale przecież z muzyki czerpie inspiracje kultura ta głębinowa, chtoniczna. Dlatego ludzie lubią słuchać „Dikandy”. Bo im coś przypomina, bo gra w nich, współgra z nutą wywodzącą się z zamierzchłych doświadczeń ich dalekich przodków, kultur najstarszych. Dlatego mówię, że to muzyka kobieca, matriarchalna. Śpiewają: Ania Witczak – też akordeon, Kasia Dziubak – pięknie brzmiące skrzypce i Kasia Bogusz - niepowtarzalny charakterystyczny przeponowy głos.
            Panie szybko dodają – też mężczyźni w ich zespole są ważni: Piotr Rejdak – gitara klasyczna, klimatyczne solówki, Grzegorz Kolbrecki - kontrabas – muzyczny tusz, jakby w cieniu, ale bardzo ważny, Daniel Kaczmarczyk – instrumenty perkusyjne – bez RYTMU nie byłoby nic, ona nadaje sens muzyce dźwięków, jak nazwałabym styl „Dikandy”. Dźwięków wszystkich na świecie. Prawie wszystkich.
            Przez pustynie arabskie, morze piasku i kamieni, pojawiające się na nich karawany nomadów, zawiązki pierwszych cywilizacji z ich jasno określonymi rolami przypisanymi płciom, jeszcze przed rozpęknięciem się, które spowodowała cywilizacja techniczna. Większa część naszej historii do  tego okresu należy i większa część doświadczeń. I nie o ilość czasu przeżytego w nich tu chodzi tylko o ich głębię, o kulturowy biologizm – ten wymiar - nierozerwalnie związany z pieśnią, muzyką, tańcem, potem z literaturą. Gardłowe kompozycje - pieśni, które nie potrzebują słów i słusznie zespół ich nie  używa. Zaciemniłyby istotę rzeczy, nazwały to, co nie musi i nie powinno nawet być nazwane, bo spłyci i zawęzi. Dlaczego tam we wschodniej kulturze szukają inspiracji?? Bo te dźwięki, stamtąd, im się podobają. Bo czujemy więź z nimi, z muzyką stamtąd, chce nam się tańczyć razem z tymi ludźmi, których dotyczą. Co jest wspólnego w muzyce z różnych kręgów kulturowych… Nie podejmuję się odpowiedzieć na to pytanie. Inaczej - dlaczego ludzie kochają muzykę? No może jeszcze inaczej – dlaczego mają jej nie kochać, skoro przynosi im tyle radości...
            RYTM wszechobecny, to lubimy najbardziej. Zawsze nas uwodzi, dobrze równo zagrany, powtarzający się. Wprowadza w trans niemalże. On jest najstarszy. Nie wiadomo jak stary, może tak jak Afryka, zanim jeszcze zdążyliśmy ją nazwać. Stepy i sawanny i rozlegle przestrzenie, na których jeszcze nie tak wielu było ludzi. Przywoływał ich do siebie dźwięk tam-tamów, informował – taki telegraf… I nasze serce bije też w RYTMIE. Słuchamy go od  niemowlęcia, czujemy się z nim bezpieczni. Te doświadczenia są bezcenne – dlatego może tak lubimy rytm, kiedy grają nam też w późniejszym pozaniemowlęcym okresie naszego życia. No i te ogniska pierwotne – dzisiaj też lubimy przy nich być – jasność jak rozpraszanie złowrogiego mroku, i  ciepło, kiedy widać innych ludzi przycupniętych przy nim… Nie było rzecz jasna ogniska w „Kwinto”, ale był afrykanizujący rytm, który grała „Dikanda”.
            Ludzie to bliskość, to kontakty – od przyjaźni po miłości wszelkiego rodzaju. Czyli sedno ludzkich potrzeb. Muzyka i miłość w kulturach różnych regionów obecne są od zawsze, one są przyczyną, kanwą i sposobem wyrazu. To obrazki uniwersalne; danego człowieka w jego miejscu w historii z jego emocjami, przeżyciami. Potrafimy go zrozumieć, nie potrzeba do tego języka, muzyka wystarczy…
            Muzyka powie wszystko. Jak kobieta. Jest subtelna i konkretna, delikatna jak skrzypce i dobitna jak rytm bonga. Jak kobiety śpiewające i  akompaniujący im mężczyźni. Doskonała rodzina jak Dikanda. Słowiańska, arabska i bałkańska, polska i żydowska, hardkorowa – jak mówiła Kasia – w  swym pulsie mocnym czasów, które nas osobiście dotyczą, bo jesteśmy w nich zanurzeni. Ruskie pieśni, w staroruskim, podobno przez to wikińskim klimacie – nasz polski sąsiad, na pewno wiele treści od nich zapożyczyliśmy. I na koniec nieco autentycznego ruchu – Kasia Dziubak w zmysłowym tańcu brzucha - (trochę mi się też kojarzy z derwiszowym tańcem – wirowaniem) – to z kolebki z kolei hinduskich kultur – także święto Kobiety, która, co tu  dużo mówić, mimo tej patriarchalnej z gruntu kultury także praktycznie rządziła najważniejszymi rzeczami.


Iwona Wróblak
kwiecień 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz