poniedziałek, 25 lipca 2016

Turnieje rycerskie na Zamku


            Pierwszy z trzech dni święta Zamku Międzyrzeckiego, jego epoki dawnej świetności. Ludzi szanujących piękno i majestat jego historii. Zamek pielęgnowany i konserwowany przez pracowników Muzeum. Ożywiany przez organizowane przez Bractwo Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej od trzech lat turnieje rycerskie, turnieje łucznicze, turnieje puszkarzy. Namiestnikiem Bractwa i głównym organizatorem imprezy jest Tomasz Bączkowski.
            Przybyły zaproszone przez Bractwo chorągwie ze Szczecina, Niemiec, mieszczki i woje, damy dworu w strojach XIV –XV w., pieczołowicie otworzonych za starych rycin. Szytych samodzielnie. Kute są w kuźniach zbroje i miecze, toczone na kołach garncarskich naczynia kuchenne przywiezione ze sobą na trzydniowy piknik wielbicieli Średniowiecza.
            Muzycznie w tym roku na wstępie imprez na Zamku. U podnóża wrót do Zamku wystąpi niszowy zespół muzyczny Percival. Kwartet młodych ludzi śpiewających stylizowane na prasłowiańskie, czy zgoła indoeropejskie, pieśni z kręgu kultur ościennych, z epok głębokiego średniowiecza. Z czasów, gdy Europa była jedna również, tylko nieco inaczej. Stosownie do czasów.
            Starosłowiańska pieśń, gardłowa, z przepony. Dwie dziewczyny, wokalistki, bardzo dobrze śpiewające. Pieśni z pogranicza polsko – ukraińsko – białoruskiego. Z epoki księcia Mieszka. Wieczorną porą zaplata się nad Zamkiem czar dawnych czasów, klimat prastarych dziejów jest słyszalny w przyśpiewkach. Irlandzkie nuty, celtyckie, z sag królewskich. Muzycy sięgnęli też po folklor szwedzki, tylko wyobraźnia ogranicza horyzonty, jeżeli możliwe jest napisane powieści zamkniętej w dawnym bajko podobnym bezczasie, to dlaczego nie zaśpiewanie o nim pieśni? Przedchrześcijańskie bóstwa – Thor, Światowid, te wołają do nas z liry, lutni, fletu i bębnów, tak długo żyły z nami, przez tysiąclecia... Zaśpiew ukraińskich dumek Kasi, taki dawny, jeszcze nie smutny i mocny wokal Joanny. Mikołaj opowiada o instrumentach, umie, jak słyszymy, grać na lutni, chociaż, jak mówi, z zawodu jest plastykiem. Bohaterzy, dawni herosi, wędrują po stepach i równinach Europy, a my odczuwamy ich emocje i tęsknoty.
            Drugi zespół tego wieczoru. Jeszcze bardziej etniczna „Batteria” z Pszczewa. Rytm i słuchanie ich zespołowe rytmu. Ich wewnątrz-słuchanie i my słuchacze w transie, jaki mimowolnie wywołuje gra na instrumentach perkusyjnych. Ustawiczne powtarzanie dźwięków wprawia w stan zespolenia w gromadzie, jak w hordzie dawnych łowców, nie tak dawno to było... Zamiłowanie do jam-session pozostało do dziś wśród muzyków... Szczególnie widać to w afrykańskich rytmach, które się rozpoznaje natychmiast, podobno stamtąd pochodzi nasza pramatka... Opowieści o naszej dalekiej przeszłości, która jeszcze nie przeminęła, słyszymy glossą „Baterii”.
            Muzyka – sacrum wokół ogniska. I walka. O byt, z wrogami. Na moście konkretnie w XV w. Turniej rycerski. Walka zacięta. Potykają się rycerze w pojedynkach w błyszczące zbroje zakuci. Tomic – sędzia dba o bezpieczeństwo naszych współczesnych wojów. Miecze stępione ale wciąż ciężkie, z metalu. Niebezpieczne. Na murach proporzec z herbem Bractwa Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej, na nim złoty kielich Graala i lilijki na czarnym tle. W obozowisku wewnątrz zamkowych murów namioty, na tarczach, spoczywających po walce, rodowe herby. Najemna Rota Strzelcza przed chwilą wystrzeliła z hakownicy. Można obejrzeć bombardy i armaty. I wystrój średniowiecznego obozowiska. Jak mówi o imprezie na Zamku jeden z wojów, tutejszy międzyrzecki rycerz – cofasz się, bracie, o 600 lat, jest ognisko, trójniak, nie ogarniasz tego, jest wielka wspólnota, wielka rodzina średniowieczna...
            W opończach, kolczugach, zbrojach płytowych, z bronią drzewcową, mieczami jednoręcznymi i półtoraręcznymi, toporami, rycerze walczą, turniej organizowany jest na cięcia, liczy się ilość zadanych razów. Próba to generalna przed jutrzejszą walką a Szarfę Pani z Jeziora, która ongiś (nieważne, kiedy – może przed chwilą...) dała miecz Ekskalibur królowi Arturowi.
            Tak się dzieje historia pisana dawnym stylem. Kiedy miała jeszcze mityczne znaczenie. Jak słyszymy z głośników, bitwa sroga pod murami świetnego Zamku Międzyrzeckiego zacznie się onego roku dzisiejszego 1474. Za króla polskiego Kazimierza IV, kiedy to pod gród Międzyrzecz nadciągnął z południa król węgierski Maciej Korwin w osobie walecznego i okrutnego Stefana Zapoyli, który to wraz ze swoimi 15.tysiącami ubranych na czarno i świetnie wyposażonych najemników bitwę stoczył ciężką z garstką dzielnych obrońców kasztelu. Bronili się okrutnie, nawet wojenne wycieczki czynili woje w szeregi wroga, „Bogurodzicą” dodając sobie animuszu, bo gród nasz w dobrym miejscu leży i trudno go dobywać. Mury nawet dzisiaj zaświadczyć mogą, i kruki, które pamiętają one czasy, że przemyślnie zbudowano naszą stanicę. Świadkiem te kruki były dramatycznych wydarzeń... A ludzie je zapisali.                  
            Dużo prochu (i huku...) musieliśmy powąchać (zwłaszcza usłyszeć) podczas inscenizacji zdarzeń sprzed wieków. Błysk słońca na zbrojach, piki, halabardy opuszczone nisko, nadzieje na odparcie wroga i wiadomość o zdradzie okolicznych książąt, która wielki miała wpływ na historię. Obrazujący nastrój walki podkład muzyczny, krzyki trwogi umierających, kiedy rozwarte już były bramy i Węgrzy dobijali obrońców, z baszt przedtem rażących napastników kamieniami, smołą i wrzącą wodą. Bardzo dużą widownię mieli wojownicy obydwu stron. Za Zamek przyszło wielu ludzi, również turystów, turnieje i bitwy to wielka atrakcja. Nasz Zamek fizycznie jest wdzięcznym obiektem to takich przedsięwzięć, mimo swojej bujnej historii zręby murów przetrwały i mogą służyć jako lekcja pokazowa, doświadczona włożeniem hełmu czy kolczugi, pamiątką wspólnego z rycerzem czy grupą rycerzy zdjęcia (pilnie są woje w tej kwestii oblegani...). To lekcja wyobraźni, trening, inaczej się patrzy na cegły murów starego kastela, kiedy co nieco wiadomo o jego historii, a przewodnicy zadbają o przekaz ustami umarłych - ale nie całkiem umarłych, jak widać, za sprawą takich imprez, o dawnych czasach, zdarzeniach i ludziach. Przechadzają się dzisiaj – ci strażnicy wiedzy i pamięci pasjonaci, w opończach z wełny, w czepcach, żywi łącznicy z Ziemią Międzyrzecką, taką, jaką ona jest, wieczną i niezniszczalną. Którą tylko jesteśmy tymczasowymi, pamiętajmy o tym, gospodarzami w kole dziejów, w krótkim XXI wieku. Który także, jak to było z poprzednimi stuleciami, przeminie.


Iwona Wróblak
lipiec 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz