Turnieje
rycerskie na Zamku
Pierwszy z
trzech dni święta Zamku Międzyrzeckiego, jego epoki dawnej świetności. Ludzi
szanujących piękno i majestat jego historii. Zamek pielęgnowany i konserwowany
przez pracowników Muzeum. Ożywiany przez organizowane przez Bractwo Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej od
trzech lat turnieje rycerskie, turnieje łucznicze, turnieje puszkarzy.
Namiestnikiem Bractwa i głównym organizatorem imprezy jest Tomasz Bączkowski.
Przybyły
zaproszone przez Bractwo chorągwie ze Szczecina, Niemiec, mieszczki i woje,
damy dworu w strojach XIV –XV w., pieczołowicie otworzonych za starych rycin.
Szytych samodzielnie. Kute są w kuźniach zbroje i miecze, toczone na kołach
garncarskich naczynia kuchenne przywiezione ze sobą na trzydniowy piknik wielbicieli
Średniowiecza.
Muzycznie w
tym roku na wstępie imprez na Zamku. U podnóża wrót do Zamku wystąpi niszowy
zespół muzyczny Percival.
Kwartet młodych ludzi śpiewających stylizowane na prasłowiańskie, czy zgoła
indoeropejskie, pieśni z kręgu kultur ościennych, z epok głębokiego
średniowiecza. Z czasów, gdy Europa była jedna również, tylko nieco inaczej.
Stosownie do czasów.
Starosłowiańska
pieśń, gardłowa, z przepony. Dwie dziewczyny, wokalistki, bardzo dobrze
śpiewające. Pieśni z pogranicza polsko – ukraińsko – białoruskiego. Z epoki
księcia Mieszka. Wieczorną porą zaplata się nad Zamkiem czar dawnych czasów,
klimat prastarych dziejów jest słyszalny w przyśpiewkach. Irlandzkie nuty,
celtyckie, z sag królewskich. Muzycy sięgnęli też po folklor szwedzki, tylko
wyobraźnia ogranicza horyzonty, jeżeli możliwe jest napisane powieści
zamkniętej w dawnym bajko podobnym bezczasie, to dlaczego nie zaśpiewanie o nim
pieśni? Przedchrześcijańskie bóstwa – Thor, Światowid, te wołają do nas z liry,
lutni, fletu i bębnów, tak długo żyły z nami, przez tysiąclecia... Zaśpiew
ukraińskich dumek Kasi, taki dawny, jeszcze nie smutny i mocny wokal Joanny.
Mikołaj opowiada o instrumentach, umie, jak słyszymy, grać na lutni, chociaż,
jak mówi, z zawodu jest plastykiem. Bohaterzy, dawni herosi, wędrują po stepach
i równinach Europy, a my odczuwamy ich emocje i tęsknoty.
Drugi
zespół tego wieczoru. Jeszcze bardziej etniczna „Batteria” z Pszczewa. Rytm i
słuchanie ich zespołowe rytmu. Ich wewnątrz-słuchanie i my słuchacze w transie,
jaki mimowolnie wywołuje gra na instrumentach perkusyjnych. Ustawiczne
powtarzanie dźwięków wprawia w stan zespolenia w gromadzie, jak w hordzie
dawnych łowców, nie tak dawno to było... Zamiłowanie do jam-session pozostało
do dziś wśród muzyków... Szczególnie widać to w afrykańskich rytmach, które się
rozpoznaje natychmiast, podobno stamtąd pochodzi nasza pramatka... Opowieści o
naszej dalekiej przeszłości, która jeszcze nie przeminęła, słyszymy glossą „Baterii”.
Muzyka –
sacrum wokół ogniska. I walka. O byt, z wrogami. Na moście konkretnie w XV w.
Turniej rycerski. Walka zacięta. Potykają się rycerze w pojedynkach w
błyszczące zbroje zakuci. Tomic – sędzia dba o bezpieczeństwo naszych
współczesnych wojów. Miecze stępione ale wciąż ciężkie, z metalu. Niebezpieczne.
Na murach proporzec z herbem Bractwa Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej, na nim złoty
kielich Graala i lilijki na czarnym tle. W obozowisku wewnątrz zamkowych murów
namioty, na tarczach, spoczywających po walce, rodowe herby. Najemna Rota
Strzelcza przed chwilą wystrzeliła z hakownicy. Można obejrzeć bombardy i
armaty. I wystrój średniowiecznego obozowiska. Jak mówi o imprezie na Zamku
jeden z wojów, tutejszy międzyrzecki rycerz – cofasz się, bracie, o 600 lat,
jest ognisko, trójniak, nie ogarniasz tego, jest wielka wspólnota, wielka
rodzina średniowieczna...
W
opończach, kolczugach, zbrojach płytowych, z bronią drzewcową, mieczami
jednoręcznymi i półtoraręcznymi, toporami, rycerze walczą, turniej organizowany
jest na cięcia, liczy się ilość zadanych razów. Próba to generalna przed
jutrzejszą walką a Szarfę Pani z Jeziora, która ongiś (nieważne, kiedy – może
przed chwilą...) dała miecz Ekskalibur królowi Arturowi.
Tak się
dzieje historia pisana dawnym stylem. Kiedy miała jeszcze mityczne znaczenie.
Jak słyszymy z głośników, bitwa sroga pod murami świetnego Zamku
Międzyrzeckiego zacznie się onego roku dzisiejszego 1474. Za króla polskiego
Kazimierza IV, kiedy to pod gród Międzyrzecz nadciągnął z południa król
węgierski Maciej Korwin w osobie walecznego i okrutnego Stefana Zapoyli, który
to wraz ze swoimi 15.tysiącami ubranych na czarno i świetnie wyposażonych
najemników bitwę stoczył ciężką z garstką dzielnych obrońców kasztelu. Bronili
się okrutnie, nawet wojenne wycieczki czynili woje w szeregi wroga, „Bogurodzicą” dodając sobie animuszu, bo
gród nasz w dobrym miejscu leży i trudno go dobywać. Mury nawet dzisiaj
zaświadczyć mogą, i kruki, które pamiętają one czasy, że przemyślnie zbudowano
naszą stanicę. Świadkiem te kruki były dramatycznych wydarzeń... A ludzie je
zapisali.
Dużo prochu
(i huku...) musieliśmy powąchać (zwłaszcza usłyszeć) podczas inscenizacji
zdarzeń sprzed wieków. Błysk słońca na zbrojach, piki, halabardy opuszczone
nisko, nadzieje na odparcie wroga i wiadomość o zdradzie okolicznych książąt,
która wielki miała wpływ na historię. Obrazujący nastrój walki podkład
muzyczny, krzyki trwogi umierających, kiedy rozwarte już były bramy i Węgrzy
dobijali obrońców, z baszt przedtem rażących napastników kamieniami, smołą i
wrzącą wodą. Bardzo dużą widownię mieli wojownicy obydwu stron. Za Zamek
przyszło wielu ludzi, również turystów, turnieje i bitwy to wielka atrakcja.
Nasz Zamek fizycznie jest wdzięcznym obiektem to takich przedsięwzięć, mimo
swojej bujnej historii zręby murów przetrwały i mogą służyć jako lekcja
pokazowa, doświadczona włożeniem hełmu czy kolczugi, pamiątką wspólnego z
rycerzem czy grupą rycerzy zdjęcia (pilnie są woje w tej kwestii oblegani...).
To lekcja wyobraźni, trening, inaczej się patrzy na cegły murów starego
kastela, kiedy co nieco wiadomo o jego historii, a przewodnicy zadbają o
przekaz ustami umarłych - ale nie całkiem umarłych, jak widać, za sprawą takich
imprez, o dawnych czasach, zdarzeniach i ludziach. Przechadzają się dzisiaj –
ci strażnicy wiedzy i pamięci pasjonaci, w opończach z wełny, w czepcach, żywi
łącznicy z Ziemią Międzyrzecką, taką, jaką ona jest, wieczną i niezniszczalną.
Którą tylko jesteśmy tymczasowymi, pamiętajmy o tym, gospodarzami w kole
dziejów, w krótkim XXI wieku. Który także, jak to było z poprzednimi
stuleciami, przeminie.
Iwona Wróblak
lipiec 2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz