poniedziałek, 3 października 2016

Gałczyński i Teatr Pchła

            K. I. Gałczyński to oporny dla literaturoznawców pisarz. Nigdy nie dał się wepchnąć w ramy konwencji epoki, w której pisał, dlatego twórczość jego jest tak wdzięcznym tworzywem dla sceny i teatru. Teatr „Pchła” pani Jolanty Glury z powodzeniem zmierzył się z ponadczasową twórczością tego może nieco lekceważonego poety. Zasadniczą sprawą było dokonanie takiego wyboru tekstów, by całość brzmiała aktualnie i współcześnie. Sięgając do  nieśmiertelnego zasobu pt. „Teatrzyk „Zielona Gęś” ma zaszczyt przedstawić...” udało się tego dokonać.
            Pełnokrwisty dojrzały teatr ujrzeliśmy w wykonaniu Teatru „Pchła”. Młodzi aktorzy – Kacper Wesołowski, Michalina i Magda Ślusarek, Aleksandra Matacz, Basia i Maciek Przywoźny, Dagmara Gąska (plus fotograf Radek Zieja). Tytuł spektaklu: „W oparach absurdu”. Inteligentne, skrzące się humorem scenki i dialogi, Gałczyński dystansujący się, uważny obserwator obyczajowości. Humor i satyra, cięte, oszczędne w słowach kuplety bardzo dobrze zaprezentowane przez młodych aktorów. Bardzo staranna dykcja. Dbałość o słowo. Rozumienie tekstu. Opracowana w  szczegółach mimika. Swoboda poruszania się na scenie. Gra aktorska wpleciona w tworzywo tekstu. W oparach – „gałczyńskiego absurdu”, czyli np.  cienka granica między awangardą a początkującym... bezsensem. Na czym polega klasyka poety, tak widoczna w tych tekstach, w ich zaprezentowaniu, poety, który nigdy nie dał się do końca zaklasyfikować? Którą to klasyczność, godną pierwowzorów, tak dobrze wyeksponował zespół teatralny pani Glury.
            Może na szacunku dla autora, uważnym czytaniu jego tekstów, absolutnej wierności semantycznym znaczeniom. Wydobyciu z nich nieoczekiwanych sensów, relatywizujących świat tych, którzy mają na wszystko absolutną odpowiedź, kategoryczną ocenę. Przyjrzenie się relacjom międzyludzkim, towarzyszącym im schematom, w wielu wymiarach, pod kątem ich powtarzalności. Stereotypy, skostniałe formy, także w literaturze i  poezji. Grafologia w poezji futuryzującej... czy... grafomania? Autotemat... Odwaga zadawania pytań, na wszystkie tematy, nie oszczędzające własnego środowiska literackiego. Na tej przestrzeni sceny, gdzie tak dobrze czuje się młoda wykonawczyni Basia Przywoźna, która szczególnie dobrze wcieliła się w kilka postaci w wierszach poety. W tekstach, starannie przez panią Glurę wybranych, dających wiele możliwości wyrazistych interpretacji. Basia, która równie dobrze śpiewa jak i recytuje, razem z akompaniującym jej bratem Maćkiem, w swoich autorskich tekstach i kompozycjach dodała własne rozumienie klasyki i awangardy, skomplikowanych relacji między nimi. W ciekawej muzycznej formie.
            Spektakl podzielony był na kilka odsłon, w oszczędnych ale ciekawych dekoracjach. Wyszliśmy z przedstawienia pełni niedosytu, gotowi słuchać dalej, pod wrażeniem dobrej aktorskiej gry, w niecierpliwym oczekiwaniu na następne premiery, już przez panią Glurę zapowiadane.


Iwona Wróblak
grudzień 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz