Nasz Woodstock. Byłam, widziałam
Samochód
zostawiamy na parkingu przy Lidlu w Kostrzyniu. Widoczna jest policja polska i
niemiecka. Podobno jest to ok. 50. tys. niemieckich fanów tego największego w
Europie koncertu. Mówią nam, że na Woodstock, żeby dojechać, najlepiej wsiąść w
autobus, specjalne dowożą na miejsce. Za złotówkę. Gromada nas wsiada. Młodzi
ludzie z dredami, w kapeluszach, ale jest też pani ok. sześćdziesiątki. –
„Ja też chcę tam jechać” – mówi. My z
Anią najpierw planujemy zjeść coś w Pokojowej Wiosce Kriszny. Pamiętam ich
sprzed kilku lat, kiedy koło Klubu Garnizonowego za kilka złotych można było
spróbować pysznie przyrządzonych wegetariańskich bułek z czymś tam. Pytamy o
Wioskę, jednocześnie rozglądając się po kilkuhektarowym placu przed sceną. Jest
popołudnie, ale tu muzyka ze sceny idzie bez przerw. Stamtąd słyszymy
zachrypniętego już Jurka Owsiaka. Przyznam się, że dla niego tu jestem, z szacunku dla tego
człowieka, który wiele robi – dla Polski, dla ludzi, dla młodzieży. I z
ciekawości, chcę mieć własne zdanie, powiedzieć – byłam, widziałam.
Mrowie
ludzkie, nie wiem, ile tysięcy tu jest, ale na pewno powyżej setki. Idziemy
główną „aleją”, po obu stronach stragany z pamiątkami – wisiorkami, koszulkami,
są jakieś bębenki. Mijamy Punkt Konsultacyjny, gdzie udziela się porad, udziela
pomocy narkomanom. Wszędzie napisy: Stop narkotyki, Stop przemoc. Widoczni są
ludzie z Pokojowego Patrolu, policja i grupy ochroniarzy, Punkty
udzielania pierwszej pomocy medycznej, karetki pogotowia.
Wioska
Kriszny jest na górce. W powszechnej opinii tutaj jest to miejsce, gdzie dają
jeść. Włączamy się w potok ludzki wchodzący na wzniesienie z widocznymi białymi
namiotami. Chętnym rozdawana jest darmowa woda mineralna. Księża katoliccy na
drodze udzielają komuś błogosławieństw, rozdają kieszonkowy Nowy Testament.
Pniemy się w górę. Morze kolorowych namiotów większych i mniejszych po obu
stronach ścieżki. Na górze dźwięki hinduskich bębenków, zapach szafranu.
Kolejko po jedzenie są wielkie, do punktów wydawania w kilku rzędach. Tutaj
wszystko jest na wielką skalę. Jak to wszystko ogarnąć? Mijaliśmy już parkingi
z samochodami, rzędy kranów z wodą do mycia, niekończące się sznury przenośnych
toalet. Wszystko dla mnóstwa ludzi z wielu narodowości. Nad namiotami łopoczą napisy
informujące, skąd są ich mieszkańcy. Wypatruję międzyrzeczan, na pewno tu są. Zatrzymują nas młodzi chłopcy z
Białegostoku. Chcą, żeby podpisać listę sprzeciwiających się dyskryminacji
rasowej. W wielkim namiocie młodzi adepci Hare Kriszny tłumaczą wykład jakiegoś
anglojęzycznego guru. Potem jest czas na pytania. Są słuchacze. W innym
namiocie można potańczyć w takt dźwięków conga, poćwiczyć jogę, kupić sari
czy książkę. Te ostatnie są na różnym
poziomie, również dla bardzo wtajemniczonych. Młode sprzedawczynie są miłe,
Ania kupuje książkę o kuchni hinduskiej i „Opowieści wedyjskie”, obie
stosunkowo niedrogie i pięknie wydane.
Powoli
schodzimy w dół. W namiotach, po obu stronach ścieżki, w okolicznym lasku
ludzie odsypiają noc z koncertem. Czeka ich jeszcze jedna. Mogę sobie tylko
mgliście wyobrazić ich emocje, przeżycia na tej mekce polskiego rocka. Ściągają
tu z krańców Polski. Tutaj mogą wykrzyczeć, wyskakać swoją witalność, spotkać
ludzi podobnych sobie. Na koncercie organizowanym przez ich uwielbianego
Owsiaka. Mnie by tu nieco przeszkadzała, przyznam, ta ilość decybeli, jaka tu w
nocy pewnie będzie wybrzmiewać. Chociaż był minionej nocy grany przez Orkiestrę
Kameralną Vivaldi. Dzisiaj też muzyka na pewno będzie dobra, choć inna, ktoś mi
mówił, że na „metalu” jest z dziesięć rodzajów.
Powiem
tylko, że ja tutaj, wśród w lwiej części młodych ludzi, czuję się bezpieczna. I
przede wszystkim podziwiam Jurka Owsiaka i jego współpracowników za dzieło
logistyczne tego przedsięwzięcia.
I jeszcze
jedno. Czy tu jest piwo. Tak, jest. Ale, jak powiedział mi kilka lat temu jeden
młody człowiek - każdy przyjeżdża tu, po
co chce. Jeżeli chce się upić, zrobi to nie także nie wyjeżdżając z domu.
Ale większość, wielka większość przyjeżdża tu naprawdę – po coś innego. Jestem o
tym przekonana.
Iwona Wróblak
wrzesień 2005
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz