Wieczór z Kabaretem SZUM
Impreza w
Klubie Garnizonowym. Nieodłączne świece na stolikach. Jest pełna sala. Kabarety
zawsze ściągają publiczność. Jest popyt na dobrą rozrywkę, na chwilę
odprężenia, odpoczynku.
Co nam pokaże zielonogórski kabaret?
Cztery
przystojne dziewczyny, śpiewają: „dziewczyny drobne są - ...a kto w to nie
wierzy, ja walę w ryj”. Temperamentu na pewno wykonawczynie mają dużo. To młody
narybek „SZUMU”. Mówią
otwarcie o słabostkach kobiet, mają dystans do tematu. Dialogi są na dobrym poziomie
artystycznym. Niewątpliwe talenty aktorskie. Siedzący za mną młody człowiek
komentuje wyczyny kabarecistek – „dobre, dobre...” Kobiety, te ciepłe, mądre istoty mają swoje sposoby na
życie, na wychowanie dzieci, na męża. Wbrew moim oczekiwaniom nie było zbyt
„wojowniczo”, było zabawnie. Śmiech był na sali zdrowy, z pełnej piersi.
Teksty
dziewczyny piszą same. Tematy nieśmiertelne, babskie (czy tylko...) –
ploteczki, ploteczki, o sąsiadce, lifting twarzy, scenki z poczekalni w przychodni lekarskiej, realia polskiego życia
domowego przy niskiej pensji, ciepły ludzki humor rodem z Haszka. Może lepszy
niż ten z telewizji, na żywo. Były także znane już, starsze numery Kabaretu,
ale również nowe skecze. A na koniec – przepiękna ballada o Zabawkach, które proszą,
żeby je przytulać. Upchnięte na strychach, niepotrzebne, nieużywane, jak
powroty do archetypu dziecięcego, do emocji, do etapu, który nie może umknąć
żadnemu dziecku (nawet temu dorosłemu). Bis musiał być.
O psychice
kobiecej, ludzkiej na wesoło, żeby tak kiedyś męski kabaret o mężczyznach...
Iwona Wróblak
grudzień 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz