Teatr – z dziecięcym aktorem w roli głównej
Próba
spektaklu „Świniopas” Teatru
Szkolnego „Ananas” z S. P. nr 2. szlifowanie scenek. Dzieci znają już
swoje role. To już któryś z kolei spektakl zrealizowany w ciągu 10 lat
działalności Teatru. Z paniami instruktorkami – Marią Sobczak – Siutą i Hanną Barczewską rozmawiamy o idei teatry
szkolnego. Na widowni w mroku przysiadł były uczestnik przygody teatralnej z „Ananasem” Konrad Cwener. Już nie jest w
podstawówce, ale nadal coś go tutaj
ciągnie. Przynależność do Teatru stała się w S. P nr 2 jakby „dziedziczna”. Konrad przyprowadził kiedyś na którąś z prób swoją siostrę Monikę. Inna z byłych „aktorek”, teraz
już studentka Dominika Woźniak
jest z kolei siostrą dzisiejszej gimnazjalistki Marty (która gra także w Kabarecie), zaczynała jako sześcioletnie
dziecko. Co ich tu trzyma, skoro jest maj, można pojeździć na rolkach, na
rowerze. A one przychodzą na teatr... – pytam je – dzieci, trochę spłoszone
odpowiadają: no bo tu jest fajnie...Taka fama idzie z roku na rok w szkole, że
tu się można powygłupiać, pożartować, słowem – świetnie pobawić. Nie ustępuję,
pytam konkretnie, Tomka Jezierskiego,
odtwórcę roli niemieckiego księcia w „Świniopasie” – co ci to daje? –
No, mówi, trochę podciągnąłem się w niemieckim. Karolina Wójcik, świetna recytatorka mówi, że nauczyła się wyrażać
uczucia, smutek, płacz, na przykład. Inna dziewczynka dodaje – ja wyraziściej
się śmieję. Najmłodsza sześcioletnia Oliwka
nie wie jeszcze, jak to ująć w słowach, że lubi i chce tu przychodzić, żeby
bawić się z innymi dziećmi i paniami instruktorkami w teatr, ale ma roześmiane
oczy. Ktoś inny chwali mi się – a ja grałem w „Wielkiej Stopie”. To ich teatr, dla nich robiony. Tu powstają nowe
więzi, tu jest się w zespole, przeżywa przygodę, chociaż do końca pewnie nie są
świadome magii desek scenicznych, jaka już ich być może oplotła. O tym
rozmawiam z paniami instruktorkami. Pani Maria Sobczak – Siuta dodaje z całą powagą – tutaj przygotowuje
się dzieci do odbioru kultury jako takiej.
Po co teatr
w szkole? Pani Barczewska – jak
się powie, po to żeby dbać o ogólny rozwój dziecka, to będzie slogan, ale taka
jest prawda. Rozwój dziecka właściwy jego cechom osobowości. Chodzi o to, żeby
rozwinąć w dziecku to, co jest najbardziej wartościowe, a często jest ukryte.
Równie
ważne jakościowo jak sam finał – spektakl (jeżeli nie ważniejsze) są próby i
ćwiczenia przed spektaklami. Dzieci mają pokazać swoje emocje, zagrać, strach,
radość, zdziwienie. Emocje można kształtować od bardzo wczesnego wieku, trzeba
tylko uruchomić wyobraźnię dziecka, sprawić, by umiało je wyrazić. Każdy z nich
robi to inaczej. Dzieci kochają te ćwiczenia, same wymyślają zdarzenia i ich
dalszy ciąg. Czasem jest to o wiele ciekawsze niż sam spektakl, który powstaje.
Ale spektakl trzeba zrobić, bo one muszą się pokazać. Emocje muszą się
sprzedać. To ważne, aktor nie może istnieć dla samego siebie. Człowiek musi
zaistnieć na scenie – podjąć tą decyzje o zaistnieniu, nauczyć się bycia w
świecie. Musi mieć swoich słuchaczy i widzów.
Panie są nauczycielkami.
To już się nigdy nie zmieni u nich. Toteż nie podejrzewam ich o przypadkowość,
działają zgodnie z programami dydaktycznymi i wskazówkami z kursów dla
instruktorów teatrów szkolnych. Wieloletnim doświadczeniem pedagogicznym. Dla
dobra dzieci, z myślą o ich dorosłym
życiu.
Pani Barczewska – dziecko ma się tutaj
bawić. Ma też nauczyć się uświadamiania sobie własnych emocji. Trzeba dbać o
wyrazistość wypowiedzi, dykcję, ale bez przesady, to nie jest naszym celem.
Czasem nasze doświadczenie pedagogiczno – belferskie przeszkadza – to jest
teatr szkolny, trzeba umieć się oddzielić. Dzieci nie chcą być oceniane tak jak
w szkole, szukają u nas czegoś innego, normalnego. My również postrzegamy
dziecko inaczej, staramy się, jako partnera do budowania wspólnego
przedstawienia, do wspólnej zabawy. Pani pyta o satysfakcję zawodową, czyli co
my z tego mamy – dla nas również to radość – tworzenia nowej rzeczywistości
teatralnej, jakiegoś własnego obrazu. Przekazywania własnych emocji, własnych
doświadczeń. Szukanie odpowiedzi na pytania, które nurtują każdego. A których
jeszcze bardzo dużo pozostaje... – Dużo tematów na nowy scenariusz – wtrącam. –
Właśnie dzieci pomagają nam znaleźć odpowiedzi na nie, na pytania. Jakby nie
one, dzieci, to byśmy nigdy tego świata nie stworzyły, tych odpowiedzi nie
znalazły, były dużo, dużo uboższe...
Kreacje
bajkowego świata dzieci, świata, który sam jest naturalnym teatrem.
W teatrze
musi być element magii, coś musi zaczarować, oparty jednak jest na elementach
prawdopodobieństwa psychologicznego i na archetypach. Spektakle „Ananasa” mówią o wewnętrznych
przeżyciach dziecka, o jego strachach, sukcesach i porażkach. O samotności i o
odrzuceniu dziecka – z wielu powodów, o świecie dorosłych, który często jest
obok, chłodny i nieprzyswajalny, z którym dziecko komunikuje się
niedostatecznie. Albo wcale. W przelocie tylko pojawiają się jakieś emocje widz
ogląda akcje w sztuce teatralnej jak splot mnogości wątków, kotłują się one w
umyśle dziecka, a jego pragnieniem jest tylko to, by zaistniała miłość. Te
spektakle mają być w założeniu zabawą, noszą jednak bagaż wielu funkcji, i wychowawczych, i tych kulturalnych. Są również dla dorosłych, do przemyślenia.
W czasie
pracy nas spektaklem nastaje taki fajny moment, kiedy dzieci zaczynają się
bawić, cały czas pracując z nami nad realizacją scenariusza. Zapamiętują ważne
słowa – klucze z tekstu i na tej podstawie improwizują.
Jak zrobić
pastisz z bajki, żeby nie była zbyt dydaktyczna? Pani Sobczak – Siuta jest autorką scenariuszy, pomysłodawczynią
większości spektakli „Ananasa”.
Bazuje się oczywiście na klasyce literatury dziecięcej, ale nie tylko. Czasem
inspiracją jest scena z filmu.
Kiedy
szukamy pomysłu na spektakl, chcemy, żeby był on o tym, co przede wszystkim
dzieci interesuje, co jest im bliskie. To nie może być teatr zrobiony na bazie
gotowego tekstu, co do szczegółu wypracowany, w gruncie rzeczy odtwórczy.
Będzie to teatr sztuczny, bez przeżyć, emocji dziecięcych, które są
najważniejsze.
Długo
jeszcze rozmawiam z paniami Barczewska
i Sobczak – Siutą o kuchni teatralnej, specyfice trudnej sztuki robienia
spektaklu z dziecięcym aktorem, który powoli dojrzewa do kolejnych ról. O
sprawach warsztatowych, dykcji, sposobach obsady ról. I główna myśl, poprzez
wszystkie te działania – jak wydobyć z
dziecka rzeczy najistotniejsze dla jego rozwoju, jak mu pomóc stać się silnym,
dojrzałym człowiekiem. Zapewnić chwile radości, spełnienia, które potem być
może długo będzie pamiętało. I jeszcze jedna refleksja. Może ten Konrad siedzący na pustej widowni,
widz, którego się do teatru nie zagania siłą, inne dzieci przyprowadzające tu
swoje rodzeństwo – do odbioru i uczestnictwa w sztuce z wysokiej półki... to
jest sukces. Co zdarza się w szkole, gdzie kipią emocjami serca dziecięce,
gdzie jest się razem i jest fajna zabawa. Jest miejsce na scenie dla każdego
dziecka, bowiem każda rola jest ważna, nawet ta najmniejsza. Ważny staje się
świat i ta małą osoba, która jest w jego
środku. Teatr uczy prawdy o odpowiedzialności w znajdowaniu sobie miejsca w środku sceny, a
magia daje siłę wyobraźni, by je sobie stworzyć... W komunikacji z innymi, z
aktorami, czego też uczy scena, by dobrze zagrać, przekazać, być
przekonywującym, ważnym...
Rozmowa z
paniami to kopalnia wiedzy o teatrze, o dzieciach, o psychice ludzkiej. Mówią o
sobie, że są amatorkami jako instruktorki, bo to amatorski teatr szkolny, gdzie nie ma atelier,
garderoby i wielu innych rzeczy, które mają teatry zawodowe. Ale tutaj są
dzieci – to ważne, i ich świat, fascynujący, inny od naszego dorosłego, watry
tego, by go poznać, napisać o nim sztukę – z dziecięcym aktorem w roli głównej.
Iwona Wróblak
czerwiec 2005
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz