niedziela, 29 listopada 2015

Rysiek Riedel - Łyczkowy

            W „Kwinto” – inwestować w rock–end–roll… Powroty są cudowne… Wieczór Kwintowy w Międzyrzeczu Andrzejkowy. Fani „Łyczka”  zjednoczyli się dzisiaj szczególnie, bardziej niż kiedykolwiek, w zrealizowanym pragnieniu cieszenia się bluesem, tańcem i radością przebywania w  naszym międzyrzeckim Klubie Muzycznym. Byli tacy, co przyjechali tu dzisiaj na Kwintowe Andrzejki z dalszych okolic – na „Łyczka” i na piosenki „Dżemu”. Łukasz  Łyczkowski „Łyczek” po raz kolejny odwiedził nasz muzyczny przybytek. Z „Jam Band” zaaplikował nam, wiernym jego fanom, recital składający się z utworów pamiętnego Ryśka Riedla z „Dżemu”.
            Z przyjemnością odnotowałam, że Łukasz coraz bardziej umaszcza się w swoim stylu, z Ryśka bierze to, co jest kwintesencją wyczucia bluesa słynnego wokalisty. A że „Łyczek” ma TEŻ charyzmę, to zapowiada się dla naszej szerszej sceny muzycznej bardzo obiecująco. Oby w przyszłości to  nastąpiło - jak najbliższej…
Łukasz ma równie dużą wrażliwość, zdolność zauważania i odczuwania ważnych szczegółów naszego życia, jak Riedel, niespokojne przekonanie, że nie  wolno ich pomijać milczeniem. O konieczności artykułowania, śpiewania o tym. Wrażliwość nieobojętną, większe osobiste odczuwanie bólu i niepokojów świata. W takim też kierunku interpretuje teksty „Dżemu”, dynamicznie i ze zrozumieniem tego, o czym grali kilka dziesiątków lat temu, i co jest w nich aktualne. Myślę, jak wiele mamy talentów, osobowości scenicznych, bardzo zdolnych wykonawców, z których grona Krzysztof Pawłowski czerpie pełną garścią – zapraszając ich na koncerty do „Kwinto”, a wybiera zawsze dobrze, teraz tylko skorzystać z ogromnego wyczucia sceny muzycznej właściciela Klubu Muzycznego i zająć się promocją naszego lokalnego życia kulturalno - muzycznego…
            Andrzejki bardzo udane. Stara gwardia przyjaciół „Jam Band” pod sceną obecna w stałym dopingu wykonawców. Spotkanie przyjaciół, świetna zabawa i empatia ogólna aż bucha z gorących serc. Wspaniali ludzie powrócili – trawestując nieco przebój Riedla, to smutne, kiedy nie wracają konkretne osoby, ale ich charyzmę można odnaleźć wśród innych, ona nie umiera i nie odchodzi w niebyt. Pamięć o Ryśku jest nią, idea miłości i zrozumienia życia, najważniejszej w nim sprawy, która przyświeca bluesmanom i ich fanom.
            Energetyczny „Łyczek” od pierwszych sekund wniósł swoją osobą klimat najlepszych lat polskiego bluesa, zagarnął uwagę widzów. Formacja „Jam Band” świetnie towarzyszy wykonawcy, wspaniałe solówki na instrumenty klawiszowe, gitary. Jacek Filipek przyjechał ze swojego Sulęcina, gdzie tak wiele robi dla lokalnej kultury, także gra na bębenkach. Jest Jacek Borowiak, znany z animowania koncertów. Ludzie kultury naszej regionalnej dzisiaj w dużej ilości w „Kwinto”, dlatego ten wieczór jest bardziej szczególny niż zazwyczaj.
            Mocne rock-and-rollowe rytmy też są, na przemian z refleksyjnym bluesem, to ku afirmacji radości tańcem i ekspresją. Niebo – znów parafraza, nigdy nam nie pęknie, o ile będziemy – razem – słuchać bluesa, cieszyć się muzyką na żywo, tak długo jak będzie odskocznia, która nazywa się  międzyrzecki Muzyczny Klub. To się – pękanie - (czasami) dzieje w nas, w naszym wnętrzu… Warto o tym pamiętać (by nie zapomnieć…), że pęka czasami w człowieku niebo, razem z ziemią i przyległościami. Scalać Nieba pęknięte, frazy nut nam w tym mogą pomóc, muzyka ma w sobie klej, którzy uśmierza ból, ten egzystencjalny też. Stąd te ptaki, ich śpiew i umiejętność latania, za którą człowiek tęskni. Umiejętność zauważania wolności ptasich skrzydeł, konieczność zrozumienia wartości, jaką ma wolność skrzydeł w powietrzu. Żyjmy w zgodnie z ptakami… Być może, na pewno, ulecimy, bo cóż  to jest – latać?, umysł ludzki wiele może. Jak zechce.
            Wyśpiewać to – jest sztuką… Łukasz umie. Śpiewa całym sobą. To sceniczny człowiek, mający niesamowity kontakt z publicznością. Żyje szybko, jak na artystów-muzyków przystało. Dlatego świat czasami zdaje mu się spowolniony. Lunatyczny. To odwrócona podszewka prawdziwego pulsu, gdzie  intuicja – niezakłócona – dokładnie i błyskawicznie nazywa i wyczuwa zjawiska, zakreśla postawę wobec dziejących się rzeczy, wobec osób. Karmiony pogardą znajdź marzenia. Siebie znajdź. Poza dniem jutrzejszym i wczorajszym. Pobocznym.
            W „Kwinto” dzisiaj nie ma niczego poza muzyką. Muzyką na żywo. Bluesem głębinowym, Łyczkowym, któremu czasem pomagał na harmonijce ustnej Marcin Janas – kolejny nasz lokalny talent nieobjawiony do końca. Rock-end-rollem istotnym jako przestrzeń ekspresji. W życiu – jak śpiewał Riedel – tylko piękne są chwile. Od nas zależy, jak długo – w naszym życiu – będą trwały… Może – jako continuum – przerywane nie-chwilami, skokowymi zmianami z jednego poziomu na inny – rozwojem, zrozumieniem. Akceptacją. I pamięcią o ludziach, którzy – śpiewając, tworząc, dali nam  płaszczyznę do rozwoju osobistego.


Iwona Wróblak
listopad 2015





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz