Rysiek Riedel - Łyczkowy
W „Kwinto” – inwestować w rock–end–roll…
Powroty są cudowne… Wieczór Kwintowy w Międzyrzeczu Andrzejkowy. Fani „Łyczka” zjednoczyli się dzisiaj szczególnie, bardziej
niż kiedykolwiek, w zrealizowanym pragnieniu cieszenia się bluesem, tańcem i
radością przebywania w naszym
międzyrzeckim Klubie Muzycznym. Byli tacy, co przyjechali tu dzisiaj na
Kwintowe Andrzejki z dalszych okolic – na „Łyczka” i na piosenki „Dżemu”. Łukasz Łyczkowski „Łyczek” po raz kolejny odwiedził
nasz muzyczny przybytek. Z „Jam Band” zaaplikował nam, wiernym jego fanom, recital
składający się z utworów pamiętnego Ryśka Riedla z „Dżemu”.
Z przyjemnością odnotowałam, że
Łukasz coraz bardziej umaszcza się w swoim stylu, z Ryśka bierze to, co jest
kwintesencją wyczucia bluesa słynnego wokalisty. A że „Łyczek” ma TEŻ charyzmę,
to zapowiada się dla naszej szerszej sceny muzycznej bardzo obiecująco. Oby w
przyszłości to nastąpiło - jak
najbliższej…
Łukasz
ma równie dużą wrażliwość, zdolność zauważania i odczuwania ważnych szczegółów naszego życia, jak
Riedel, niespokojne przekonanie, że nie wolno ich pomijać milczeniem. O konieczności artykułowania,
śpiewania o tym. Wrażliwość nieobojętną, większe osobiste odczuwanie bólu i niepokojów
świata. W takim też kierunku interpretuje teksty „Dżemu”, dynamicznie i ze
zrozumieniem tego, o czym grali kilka dziesiątków lat temu, i co jest w nich
aktualne. Myślę, jak wiele mamy talentów, osobowości scenicznych, bardzo
zdolnych wykonawców, z których grona Krzysztof Pawłowski czerpie pełną garścią
– zapraszając ich na koncerty do „Kwinto”, a wybiera zawsze dobrze, teraz tylko
skorzystać z ogromnego wyczucia sceny muzycznej właściciela Klubu Muzycznego i
zająć się promocją naszego lokalnego życia kulturalno - muzycznego…
Andrzejki bardzo udane. Stara
gwardia przyjaciół „Jam Band” pod sceną obecna w stałym dopingu wykonawców.
Spotkanie przyjaciół, świetna zabawa i empatia ogólna aż bucha z gorących serc.
Wspaniali ludzie powrócili –
trawestując nieco przebój Riedla, to smutne, kiedy nie wracają konkretne osoby, ale ich charyzmę można
odnaleźć wśród innych, ona nie umiera i nie odchodzi w niebyt. Pamięć o Ryśku
jest nią, idea miłości i zrozumienia życia, najważniejszej w nim sprawy, która
przyświeca bluesmanom i ich fanom.
Energetyczny „Łyczek” od pierwszych
sekund wniósł swoją osobą klimat najlepszych lat polskiego bluesa, zagarnął
uwagę widzów. Formacja „Jam Band” świetnie towarzyszy wykonawcy, wspaniałe
solówki na instrumenty klawiszowe, gitary. Jacek Filipek przyjechał ze swojego
Sulęcina, gdzie tak wiele robi dla lokalnej kultury, także gra na bębenkach.
Jest Jacek Borowiak, znany z animowania koncertów. Ludzie kultury naszej
regionalnej dzisiaj w dużej ilości w „Kwinto”, dlatego ten wieczór jest
bardziej szczególny niż zazwyczaj.
Mocne rock-and-rollowe rytmy też są,
na przemian z refleksyjnym bluesem, to ku afirmacji radości tańcem i ekspresją.
Niebo – znów parafraza, nigdy nam nie pęknie, o ile będziemy – razem –
słuchać bluesa, cieszyć się muzyką na żywo, tak długo jak będzie odskocznia,
która nazywa się międzyrzecki Muzyczny
Klub. To się – pękanie - (czasami) dzieje w nas, w naszym wnętrzu… Warto o tym
pamiętać (by nie zapomnieć…), że pęka czasami w człowieku niebo, razem z ziemią
i przyległościami. Scalać Nieba pęknięte, frazy nut nam w tym mogą pomóc,
muzyka ma w sobie klej, którzy uśmierza ból, ten egzystencjalny też. Stąd te
ptaki, ich śpiew i umiejętność latania, za którą człowiek tęskni. Umiejętność
zauważania wolności ptasich skrzydeł, konieczność zrozumienia wartości, jaką ma
wolność skrzydeł w powietrzu. Żyjmy w
zgodnie z ptakami… Być może, na pewno, ulecimy, bo cóż to jest – latać?,
umysł ludzki wiele może. Jak zechce.
Wyśpiewać to – jest sztuką… Łukasz
umie. Śpiewa całym sobą. To sceniczny człowiek, mający niesamowity kontakt z
publicznością. Żyje szybko, jak na artystów-muzyków przystało. Dlatego świat
czasami zdaje mu się spowolniony. Lunatyczny.
To odwrócona podszewka prawdziwego pulsu, gdzie intuicja – niezakłócona – dokładnie i
błyskawicznie nazywa i wyczuwa zjawiska, zakreśla postawę wobec dziejących się
rzeczy, wobec osób. Karmiony pogardą
znajdź marzenia. Siebie znajdź. Poza dniem jutrzejszym i wczorajszym.
Pobocznym.
W „Kwinto” dzisiaj nie ma niczego
poza muzyką. Muzyką na żywo. Bluesem głębinowym, Łyczkowym, któremu czasem
pomagał na harmonijce ustnej Marcin Janas – kolejny nasz lokalny talent
nieobjawiony do końca. Rock-end-rollem istotnym jako przestrzeń ekspresji. W
życiu – jak śpiewał Riedel – tylko piękne
są chwile. Od nas zależy, jak długo – w naszym życiu – będą trwały… Może –
jako continuum – przerywane nie-chwilami, skokowymi zmianami z jednego poziomu
na inny – rozwojem, zrozumieniem. Akceptacją.
I pamięcią o ludziach, którzy – śpiewając, tworząc, dali nam płaszczyznę do rozwoju osobistego.
Iwona
Wróblak
listopad 2015
listopad 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz