Trash story
„Trash
story”. Spektakl Lubuskiego Teatru z Zielonej Góry na scenie Międzyrzeckiego
Ośrodka Kultury. Reżyseria: Marcin Liber, scenografia: Grupa Mixer, Marcin
Liber, muzyka: Aleksandra Gryka, kostiumy: Grupa Mixer, dramaturgia: Michał
Pabian. W dosłownym tłumaczeniu – historia trash czyli historia śmieci, tandety, bzdury, szmiry, kiczu, hołoty, mizeroty, tanizny…
Bardzo
mocny spektakl. Przejmujący. I dobry… Niestroniący od mocnych wyrazistych scen,
ze swoim biologizmem, seksualnością. Traktujący serio widza. Filmowy teatr z
mnóstwem wymiarów i odniesień. Nie tylko, jak czytaliśmy na plakacie, o
spuściźnie historycznej miejsca Grünberg. Powiedziałabym – uniwersalnym spadku
kulturowym, z uwagi na przykład na ostatnią scenę, kiedy kobiety niemieckie widzimy przebrane w kostiumy etnograficzne. Stają
się KOBIETAMI w ogóle, strażniczkami ognia, matriarchatu… Dopiero jako takie
Żołnierzowi błąkającemu się między światami zdejmują założony zamiast
nieśmiertelnika klucz od domu – upupiający,
dziecięcy klucz (zabierali go ze sobą wypędzeni) i zakładają ten pierwszy wisior
na powrót. Dopiero po tym symbolicznym akcie odzyska swoją żołnierską godność.
A etnograficzna Czarownica zabierze Klucz do Domu. Będzie tam pasował.
Wielki
stół rodzinny jest centrum akcji. Nad nim, i pod nim, przed Nim – rozgrywa się
Scena. Na nim siadają opowiadając niemieckie kobiety w przedwojennych sukniach z kołnierzykiem jak w
mundurkach… Są podobne… Są Ursulkami…
Przy nim siada współczesna rodzina, on – ten stół – jest tłem. Budulcem. Jest jak soczewka.
ŻOŁNIERZ,
on jest nie tylko niemiecki… On jest urodzony przez Matkę (matkę-polkę?...),
każdy mężczyzna jest synem matki, jej maleńkim synkiem. To one wychowują
przyszłych żołnierzy… Ten jest na wpół szalony, samobójca, pijak – topielec,
który utopił się, bo nie chciał wracać walczyć na pustynię, ciało jego jeszcze
nie zostało znalezione. Człowiek, który sprzeciwia się matce, temu że dla niej
zawsze musi być bohaterem… Maleńki
synek maltretujący swoją żonę… A to czasy (także) współczesne… Ludzkie
(szalone) oblicze człowieka zabijającego…
Chór niemieckich kobiet. Dopowiadający sobie historie
rodzinne, zastygły w czasach przedhitlerowskich. Duchy niemieckiego Grünberg.
To miasto przecież ma swoją historię.
Jest nią wybrukowane. Hitleryzmem, narodowosocjalistyczną ideologią. Pieśniami
śpiewanymi na część Fuhrera z okrzykami heil!!
Z dumą wypisaną na ich zaciętych twarzach, dumą ze swoich synków noszących
mundurki Hitlerjugend. (w ostatnich minutach wojny każących im je natychmiast
zdejmować, bo jadą iwany). Ale nie
tylko takie przecież. Te kobiety mają swoje indywidualne przenikające czasy
wojenne pokojowe opowieści. O tym, czym się zajmowały (nie wszystkie popierały
nazizm), kogo kochały. Współcześni gospodarze tych ziem mówią, że Niemcy
przyjeżdżający do swojego Heimatu obejmują i całują drzewa… U nas to (zaledwie)
trzy pokolenia, jeszcze drzew na tzw. Ziemiach Odzyskanych nie całujemy… Nie nasza to wina, że Tu jesteśmy, to
traktaty międzynarodowe… Wojna, polityka, przekleństwo, które czyni ze
spokojnych ludzi i ich przeżyć - śmieci,
te trash…
Pożegnałam się i poszłam do Stodoły -
mówią kobiety kończąc swoje opowieści… Co tam się stało?? Czy ta stodoła jest jedwabna??? Ma ona bardzo wielkie znaczenie w spektaklu,
towarzyszą jej mocne efekty dźwiękowe i wizualne. Całe przedstawienie jest
przeniknięte ludzkim cywilnym zupełnie (nawet każdy żołnierz zdjąwszy mundur
jest cywilem) cierpieniem. Tkwi ono podskórnie w każdym strzępku myśli i uczuć,
słowie, opowieści, nucie i takcie muzyki. Historia jest bolesna, składa się z
cierpień, które omotują człowieka siatką zdaje się nierozrywalną. Generują
następne cierpienia, możemy tylko BYĆ i je znosić… Ponosić konsekwencje. Jak
Niemcy. To wyważony spektakl. Są w nim jasno wypunktowane przyczyny cierpień
niemieckich wypędzonych – ideologia nazizmu przejęta i zaakceptowana przez
większość narodu niemieckiego, i jej skutki – w postaci zemsty zwycięskich czerwonoarmistów
na bezbronnej cywilnej niemieckiej ludności wschodnich Niemiec. Chór niemieckich kobiet, które wychowały
niemieckich żołnierzy, a potem doznały cierpień, upokorzeń, gwałtów – od
radzieckich żołnierzy jest bez przerwy obecny na Tej Scenie, towarzyszy
współczesnej rodzinie zamieszkującej mieszkanie w Zielonej Górze (niem. Grünberg),
one mieszkają wraz z nimi, słuchają ich rozmów, szepczą, współczują, s ą.
Ursulki. Prawie wszystkie tak mają na
imię. Nie spoczną, dopóki - końcowa scena – współczesna kobieta w kirze (Matka
i Żona żołnierza) nie wetnie w ich
trumnę tabliczki z Imieniem… Pochowa, odda cześć. I Synowi, którego ciało woda
w końcu wyrzuciła na brzeg. Grecka tragedia. Scena jest ziemią, może cmentarną, w każdym razie
prawdziwą. O ziemi to sztuka. Ojcowiźnie.
Teraz są
na niej inni Jej gospodarze. Mają swoje troski. Wojna jest obecna zawsze w przedwojennym
Grünberg. Pamięcią o Synu-bracie-mężu walczącym za-coś…Wojna to rozbita
rodzina, martwy-nie znaleziony syn jest pod wielkim Stołem niczym inny wymiar,
rozmawia jak podoficer werbunkowy ze swoim bratem o imieniu - Mały (świetna
scena), ten z kolei przez telefon słucha swojego ojca z Ameryki. Małżeństwo
jego rodziców rozpadło się z powodu syna - żołnierza, jego zaginięcia – bo matka-
żona nie może pochować ciała. Mężczyzna – gestem obronnym, myślę - zanurza się
w wannie, tkwi w wodzie przez cały
spektakl, aż do końca, do pogrzebu, kiedy nareszcie zasiądzie za Stołem, przy
żonie. I porozmawia z synem, jedynym, który
mu jeszcze pozostał.
Żona
żołnierza – jej mąż, przywiązanie sadomasochistyczne obopólne, cierpienie
ofiary ją podnieca?? Jaka jest prawda o Nich? O niej?? Kto to wie… Jej szwagier, młodszy brat jej nie do
końca umarłego męża, jest w niej zakochany… ile tu miłości-pożądania do niej, a
ile nienawiści do brata, chęci dorównania, pragnienia zagarnięcia jego kobiety…
Spektakl
Lubuskiego Teatru z Zielonej Góry na długo zapadnie nam w pamięci. Dzięki
dobrej grze aktorskiej, ciekawym scenariuszu, uczciwości w dopowiadaniu rzeczy
prawie do końca. Ten wieczór z zielonogórskim teatrem na pewno nie był
zmarnowany.
Iwona Wróblak
listopad 2013
listopad 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz