Jazz jak muzyka absolutna
Niedzielne menu w Klubie Muzycznym
„Kwinto” wykwintne. Formacja jazzowa „Morte Plays” z Zielonej Góry. Marcin
Łukasiewicz – gitara jazzowa, kompozycje i autorskie aranżacje, Marcin Nowak –
saksofon tenorowy, Marek Styk – gitara basowa i Kuba Lechki – perkusja. Niedawno,
prawie wszyscy, skończyli studia muzyczne w Zielonej Górze na kierunku: muzyka
estradowa. Z założenia grają jazz, acoustic, alternative – bardzo klasyczne, z szacunkiem dla źródeł i
historii tej muzyki, bardzo profesjonalne. Podobno się nie gra, nie wypada grać jazzu, jeśli nie ma się
ku temu odpowiednich studiów. To było
słychać.
Wiedzieliśmy od pierwszych fraz, że
będzie klasycznie. Nawet najbardziej wybredni koneserzy tej szlachetnej odmiany
muzyki, dziś już klasycznej, nie mogli
czuć się zawiedzeni. Jazz od pierwszych fraz kojarzący nam się z terminem –
tradycyjny, czyli brzmiący jak z lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Oryginalne, i
ściśle mieszczące się w konwencji gatunku, kompozycje i aranżacje, rzecz jasna
według prawideł sztuki kompozytorskiej. Sama przyjemność delektowania się.
Niedzielny obfity lunch i kolacja muzyczna w jednym.
Muzyka niszowa – jeśli jako kryterium przyjmiemy jej wysoki poziom.
Wspaniale solówki na saksofon i perfekcyjna – jak dla mnie, perkusja. Uzupełniająca,
cicha – jako tusz dla gitary, także wykorzystująca swoje, zaskakujące dla mnie,
duże możliwości w solówkach. Solówki na perkusję to cała opowieść bębniarska z
akcją dramaturgiczną. Opowieść z treścią i wieloma wątkami. Teatr dźwięków, w
który z wolna włączają się inne instrumenty. Jako tusz i dopełnienie, wymiennie
w tych rolach. Improwizacje na gitarę – w duecie z saksofonem, z perkusją. Wielogłosowa
pieśń, w której zamiast słów są frazy muzyczne, memy dźwięków, wiązki równie
wyraziste jak słowa, tylko alfabet jest inny. Jazzowo - tradycyjny – z
najlepszej szkoły. Tryskające stonowanymi barwami feerie ich, ładnie poukładane
z kryształków jak naszyjnik. Nieciągły jak równanie arytmetyczne, z łamiącym
się rytmem i przyspieszeniem…
Tematy jak uwertury. Sonatiny.
Wielka przestrzeń zagospodarowywana potem przez te wstępne brzmienia. Dokładnie
oddzielone przez siebie części. Matematycznie na pewno. Jak na dobrą kompozycję
przystało. Z częścią pierwszą, obszernym rozwinięciem i powtórką wstępu, z
wariacjami – zakończeniem. Podkreśleniem
tematu. Przypomnieniem. Reminiscencją.
Jazz jako muzyka absolutna. Wieczór
z jazzem tylko w Międzyrzeczu dzisiaj i tylko w „Kwinto”. Spora dawka dobrej
muzyki, starannie uporządkowanej. Jazz jest bezsłowny, jak klasyka wszelkiego
rodzaju. Jak toposy kultury muzycznej. W ciszy, bez myśli wtórnych i
przypadkowych się go słucha. Nie trzeba
ich. Nie narzucają się. Słucha się kolejnych fraz, i dywagacji, będąc tylko
częściowo zaskakiwanym ich następstwem. Są przewidywalne jak wyniki działań
matematycznych. Są częścią kodu, odczytywalnego przez nasz zmysł artystyczny. Kojarzony
za sprawą popularności w mediach znanych
nazwisk wykonawców, szkół standardów jazzowych, z obfitości których teraz
(tylko?) czerpać – wiernie, co z pewnością nie zuboży własnej twórczej
inwencji, jak się przekonujemy…
Kompozycje Marcina Łukasiewicza są
główną tkanką, która spaja grupę, podziwiam wyczucie konwencji gatunku, który
do prostych nie należy. Przez obecność artystyczną naszych gości z „Morte
Plays” czujemy się namaszczeni w jazzowej dynamice. Wewnątrz tej muzyki
wyczuwam czułe, pełne refleksji delikatne omiatanie, jak w instrumentarium
perkusyjnym, wokół tematu, matematyka jazzu skrzy się zwiewnością, zmiennym
nastrojem, urzeka spokojem i kontemplacją. I intuicyjną trafnością doboru
inspiracji. Jest niespieszny, prawie spolegliwy, jest wysubtelniony w prostocie
(pozornej…). Prostocie odbioru, jaka jest udziałem recepcji klasycznej muzyki.
Potężna dawka muzyki na żywo. Klub
jazzowy nasz „Kwinto”, bardzo rasowy, bardzo kameralny, akustyczna muzyka w
całkiem niezłym gatunku. Niedzielne wieczory jazzowe będą obiecujące.
Iwona
Wróblak
listopad 2015
listopad 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz