niedziela, 1 listopada 2015

Mechanicy Szanty czyli w o kulturze morskiej i wodniackiej

            Jak mówi Henryk Czekała, solista „Mechaników Szanty”, takie kluby muzyczne, jak „Kwinto”, ostatnio w Polsce powstają.  Miejsca, gdzie się gra  muzykę akustyczną na żywo.
            Tak jak w Międzyrzeczu. Kameralne pomieszczenia, ze sceną w środku, może nieco ciasne – na koncertach zbiera się tu multum ludzi – ale  przytulne, naznaczone dekoracją z – prawdziwymi – czarnymi płytami winylowymi i instrumentami (też prawdziwymi). Ze specyficznym klimatem, jakiego nigdzie poza tym miejscem nie ma w naszym mieście, za sprawą atmosfery muzycznej od początku pieczołowicie tkanej przez właścicieli Klubu. Miał być muzyczny ten klub – i taki jest.
            Szanty klasyczne to pieśni pomagające w pracy. W XVIII i XIX w. śpiewane były na żaglowcach, w celu synchronizacji wykonywanych na nich  czynności, często monotonnych. W zależności od rodzaju pracy pieśni posiadały swoje specyficzne tempo, inne ono było podczas wciągania żagli –  charakteryzujące się krótkimi szarpnięciami lin, odmienne przy mozolnej pracy przy pompach czy załadunku towarów.
            Dzisiaj mamy tu tawernę żeglarską. Dla odmiany po, czasami mocnych, uderzeniach rockowych w poprzednich koncertach. Panowie Mechanicy Szanty też żywo grają, śpiewają. Rytmicznie, równo. Profesjonalnie. Nic dziwnego, zespół istnieje już bardzo długo, 28 lat. Powstał w 1985 r. Skład zespołu: Wspomniany szef – solista Henryk Czekała (dobrze śpiewający, mimo – jak mówi – braku szkolnego przygotowania) pseudo: „Szkot” z Bytomia, Piotr Ruszkowski „Picek” z Michałówka pod Łowiczem, Jacek Ledworowski „Fiskalny” z Bydgoszczy, Andrzej Berna „ Bebik” z Gdyni, Maciej Łuczak „Łysy” z Wielunia i Michał Karczewski „Misiek” z Warszawy. Gitary klasyczne, elektryczne, akordeon, banjo. Bez perkusji. No i ich głosy, czyli bardzo zgrany zespołowy instrument. Zespół dojrzały muzycznie, grający po kilkadziesiąt koncertów rocznie. Cieszymy się, że u nas zawitał.
            Oni też z miejsca rozpoznają przychylny dla akustycznego muzykowania klimat naszego „Kwinto”. Koncert, z inicjatywy Klubu Wojskowego 17  WBZ, jest bezpłatny, ale myślę, że bilety na ten rodzaj muzyki w „Kwinto” też by się dobrze sprzedawały.
            Tradycyjne wysmakowane szanty żeglarskie, czyli pieśni pracy. Śpiewane i nucone w czasie długich dni na morzu. Do akompaniamentu skrzypków czy akordeonu, a czasami blaszanych garnków, kiedy tylko tym „instrumentem” dysponowali marynarze. Ludowe pieśni ludzi mieszkających nad wodą, opowiadające o ich życiu, ciężkiej pracy, rozłące, też fascynacji morzem, przestrzenią nieba i wody, i ustawiczną tęsknotą za lądem i rodziną. Opowiadają o rozległym horyzoncie fal i deskach pokładu statku, domu żeglarza. Słonym oddechu bryzy.      
            Utwory są instrumentalne, a’capella, komponowane czy przysposabiane przez wykonawców według wzorów, które są dostępne też w Internecie. Zaczęli od harcerskich inspiracji, poprzez żeglarstwo, wodniactwo, potem udział w Harcerskich Warsztatach Kultury Marynistycznej. Teraz mają – przypuszczam – własny styl, bardzo przekonujący folk, który czują, i umieją swoje pasje muzyczne przekazać publiczności. Ballady, opowieści bardów stylizowane na dawne czasy, niektóre to rzeczywiście stare piosenki, te anglojęzyczne śpiewane są z jakimś irlandzkim akcentem – widzimy oczami wyobraźni dawnych majtków okrętowych umilających sobie zajęcia przyśpiewkami.
            Do „Kwinto” przychodzą nie tylko ludzie młodzi. Także średnie i nieco starsze pokolenie. Muzyka na żywo łączy ludzi. Można jej też słuchać w  „Kwinto” w pomieszczeniach obok, gdzie jest może wygodniej, przestrzenniej. Na telebimach śledzić, co się dzieje na scenie. Ale większość ludzi w  czasie koncertu przychodzi pod scenę, by na stojąco pokiwać się do rytmu, poklaskać. Czasami z piwkiem czy colą w ręku, na luzie, jak na Klub  Muzyczny przystało.


Iwona Wróblak
styczeń 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz