Jam Band – z miłości do „Dżemu”
„Jam Band” – młody zespół – muzycy
doświadczeni – wystąpił w Klubie Wojskowym. Już tradycyjnie w tym miejscu
bardzo ciekawe spotkanie z muzyką różnego typu, przeważnie niszową, propagującą
młodych artystów. Bardzo cenna inicjatywa, właściwa polityka kulturalna kier.
Klubu Wiesławy Murawskiej, zachęcająca do poznania lokalnych zdolnych i
obiecujących muzyków.
„Jam Band”
czyli z miłości do pełnej charyzmy kultowej grupy „Dżem” z czasów Ryśka Riedla.
Tragicznej postaci światka muzycznego, którego muzyka zostanie odnotowana w
historii polskiego bluesa i reggae. Prawdziwy guru (Riedel) ma wiele wcieleń. Z
jego legendą postanowił się zmierzyć Łukasz
Łyczek – Łyczakowski (wokal), także żeby przypomnieć filozofię pokoju ruchu
hippies, u nas nieśmiało – z przyczyn
oczywistych - akcentowaną w czasach PRLu, na zachodzie była ona wstrząsem dla
mieszczańskiej mentalności pokolenia powojennego i na trwale przeryła świadomość
następnych generacji. Jej pokłosie nadal jest obecne w różnych nurtach
filozofii, socjologii i nauk społecznych i długo będzie pożywką dla rozpraw
naukowych.
Ale w piątek w Klubie Wojskowym –
dobra równo grana muzyka. Żywo reagująca publiczność – głównie dzięki pełnemu
zaangażowania wokaliście, jego głębokiemu wczuciu się w rolę muzyka przełomu
lat 60/70. Towarzyszyli mu: gitara akustyczna – Łukasz Łabędzki, gitara akustyczna – Grzegorz
„Johny” Szkiela, klawisze –Arkadiusz Jurusz, gitara basowa – Rafał Siwek, perkusonalia – Jacek Filipek (nieoceniony menadżer i wyszukiwacz ciekawych muzycznych zjawisk
lokalnych), perkusja - Grzegorz Kasperowicz.
Akustyk – Damian Kienć.
Może
dobrze, że nowe pokolenie receptuje tę muzykę bez tragizmu akcentowanego
uzależnienia od środków psychotropowych (co było niekiedy elementem tamtej
podkultury eksperymentującym na różnych obszarach doznań), chce wziąć stamtąd
to, co najlepsze. Dobre teksty, taką samą muzykę i klimat reagge,
relaksujący, wyciszający, bardzo potrzebny w dzisiejszych pełnych napięcia czasach.
Łukasz, na scenie nieco nawiedzony, są deski sceniczne jego żywiołem na pewno, w
starannie wyreżyserowanej konwencji muzycznego stylu hippies, przypomniał
sylwetkę Ryszarda Riedla, jego słynnych
przebojów. „Wolny był jak ptak” –
utopia konieczna dla stworzenia dystansu do gonitwy za pieniądzem, która
bynajmniej nie przeszkodziła jej wyznawcom
w USA w późniejszych karierach biznesowych… Widać wolność jest potrzebna do
wszystkiego.
Łukasz
śpiewający „Cegłę”, białe kwiaty zawieszone u mikrofonu, pacyfa jeśli nie na koszulce, to w klimacie silnie czytelnym tego
dnia w Klubie. Hymn polskich hippisów, dzięki Riedlowi jest nim. Łukasz ma
dobrych muzyków, świetnego gitarzystę i klawiszowca, ich solówki mogliśmy
podziwiać w przerwach między popisami wokalisty. Muzycy grają też swoje
kompozycje, szkoda, że nie starczyło czasu, żeby je poznać. Mam nadzieję, że
usłyszę naszych gości prezentujących również inne utwory.
Iwona Wróblak
styczeń 2013
styczeń 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz