piątek, 8 stycznia 2016

Jam Band – z miłości do „Dżemu”


            „Jam Band” – młody zespół – muzycy doświadczeni – wystąpił w Klubie Wojskowym. Już tradycyjnie w tym miejscu bardzo ciekawe spotkanie z muzyką różnego typu, przeważnie niszową, propagującą młodych artystów. Bardzo cenna inicjatywa, właściwa polityka kulturalna kier. Klubu Wiesławy Murawskiej, zachęcająca do poznania lokalnych zdolnych i obiecujących muzyków.
            „Jam Band” czyli z miłości do pełnej charyzmy kultowej grupy „Dżem” z czasów Ryśka Riedla. Tragicznej postaci światka muzycznego, którego muzyka zostanie odnotowana w historii polskiego bluesa i reggae. Prawdziwy guru (Riedel) ma wiele wcieleń. Z jego legendą postanowił się zmierzyć Łukasz Łyczek – Łyczakowski (wokal), także żeby przypomnieć filozofię pokoju ruchu hippies, u nas nieśmiało – z przyczyn oczywistych - akcentowaną w czasach PRLu, na zachodzie była ona wstrząsem dla mieszczańskiej mentalności pokolenia powojennego i na trwale przeryła świadomość następnych generacji. Jej pokłosie nadal jest obecne w różnych nurtach filozofii, socjologii i nauk społecznych i długo będzie pożywką dla rozpraw naukowych.
            Ale w piątek w Klubie Wojskowym – dobra równo grana muzyka. Żywo reagująca publiczność – głównie dzięki pełnemu zaangażowania wokaliście, jego głębokiemu wczuciu się w rolę muzyka przełomu lat 60/70. Towarzyszyli mu: gitara akustyczna – Łukasz Łabędzki, gitara akustyczna –  Grzegorz „Johny” Szkiela, klawisze –Arkadiusz Jurusz, gitara basowa – Rafał Siwek, perkusonalia – Jacek Filipek (nieoceniony menadżer i  wyszukiwacz ciekawych muzycznych zjawisk lokalnych), perkusja - Grzegorz Kasperowicz. Akustyk – Damian Kienć.
            Może dobrze, że nowe pokolenie receptuje tę muzykę bez tragizmu akcentowanego uzależnienia od środków psychotropowych (co było niekiedy elementem tamtej podkultury eksperymentującym na różnych obszarach doznań), chce wziąć stamtąd to, co najlepsze. Dobre teksty, taką samą muzykę i  klimat reagge, relaksujący, wyciszający, bardzo potrzebny w dzisiejszych pełnych napięcia czasach. Łukasz, na scenie nieco nawiedzony, są deski sceniczne jego żywiołem na pewno, w starannie wyreżyserowanej konwencji muzycznego stylu hippies, przypomniał sylwetkę Ryszarda Riedla, jego  słynnych przebojów. „Wolny był jak ptak” – utopia konieczna dla stworzenia dystansu do gonitwy za pieniądzem, która bynajmniej nie przeszkodziła jej  wyznawcom w USA w późniejszych karierach biznesowych… Widać wolność jest potrzebna do wszystkiego.
            Łukasz śpiewający „Cegłę”, białe kwiaty zawieszone u mikrofonu, pacyfa jeśli nie na koszulce, to w klimacie silnie czytelnym tego dnia w Klubie. Hymn polskich hippisów, dzięki Riedlowi jest nim. Łukasz ma dobrych muzyków, świetnego gitarzystę i klawiszowca, ich solówki mogliśmy podziwiać w przerwach między popisami wokalisty. Muzycy grają też swoje kompozycje, szkoda, że nie starczyło czasu, żeby je poznać. Mam nadzieję, że usłyszę naszych gości prezentujących również inne utwory.


Iwona Wróblak
styczeń 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz