Rytm –
sposób naszego Wszechświata na istnienie
Zupełnie
niezwykły koncert, dzięki inicjatywie Stowarzyszenia „Święty Jan Chrzciciel”, oraz Urzędu Miejskiego w Międzyrzeczu - i
niezmiennej życzliwości dla kultury, otwartości na wszelkie przejawy piękna w
muzyce i sztuce, ks. dziekana Marka Walczaka - miał miejsce w kościele św.
Jana. Jak po zakończeniu koncertu
powiedział ksiądz – wsłuchujmy się też w
ciszę, można powiedzieć – wsłuchujmy się w różne aspekty wszechświata,
różne aspekty Boga – w muzykę (RYTM), na jakimkolwiek instrumencie byłaby
grana.
„Letnie spotkania z muzyką” - II koncert. Wykonawcy: Zielonogórska Grupa Perkusyjna w
składzie: Piotr Nowak, Edward Piniuta, Oskar Zembik i Bartosz Marciniak.
Tylko ten ostatni jest studentem (Hochschule für Musik w Dreźnie), pozostali to
czynni filharmonicy, absolwenci Akademii Muzycznych, uczestnicy festiwali
perkusyjnych, na czele z pomysłodawcą i założycielem, szefem Zielonogórskiej
Grupy Perkusyjnej Piotrem Nowakiem,
inicjatorem i organizatorem wielu koncertów i przedsięwzięć artystycznych
popularyzujących muzykę i instrumenty perkusyjne.
Występ
Grupy poprzedziły trzy pieśni w wykonaniu Międzyrzeckiego Chóru Kameralnego,
którym dyrygowała Maria Sobczak – Siuta: C. Gabarain – „Barka”,
J. Sykulski „Abba, Ojcze” i „O peruwiański Panie króluj nam”.
Kościół św.
Jana. Renowujące się freski renesansowe jak drugi i trzeci wymiar żywota
najstarszej międzyrzeckiej świątyni, wyglądające zza ramion współczesnych
postaci zdobiących wnętrze kościoła. Nadające im przestrzenność czasową i
historyczną, lustra czasu. Uczestniczymy we Mszach, które już się zdarzyły w tym kościele, i ciągle
trwają… My i nasi przodkowie.
Na początku
był RYTM i powtarzalność, jak lapidarnie stwierdziła prowadząca koncert pani
Ludmiła Pawłowska. Od tego zaczęła się nasza wymienialność ze światem i
wszechświatem. Słuchanie i granie. Kontakt. Podziwiamy mnogość instrumentów i
przyrządów, na których można grać. Obok klasycznej perkusji – wielkiego bębna,
tom – tomów, kimbalesów, przyswojonych już naszej kulturze bongosów, ksylofonów
– dzwonki wietrzne z bambusa, chińskie
gongi, tybetański gong o pięknym brzmieniu, patelnie (zwyczajne kupione w
markecie), lastra (blacha). Też nam będzie szumieć przesypywany piasek w cylindrze,
śpiewać krawędź kieliszka napełnionego wodą (tak!), płaski dźwięk puszek po
piwie rzuconych na kamienną podłogę również znajdzie swoje miejsce. I jesteśmy
w gotyckiej budowli, gdzie jest specyfika akustyki właściwa tej architekturze.
Na początku
był rytm i świat pierwotny, który nadal w nas tkwi – na pewno muzycznie. Stepy
i dżungla – tam żyliśmy, tam jest nasza mentalność, nie tak znowu zmieniona.
Matthias Schmitt „Ghanaia”. Lubią to
perkusiści. Muzyka z Afryki, czarnej kolebki ludzkości. Gra Bartosz Marciniak
na marimbie.
Bardzo subtelnie to brzmi, jak zobrazowanie długiej historii ewolucji gatunku
ludzkiego i jego wzrastania we wszechogarniającym Rytmie natury, którego jest i
będzie częścią. Filharmonia Natury, którą właśnie słyszymy, jej wielorakość.
Doskonałość. Ze wszystkimi rzeczami, które się w niej zdarzają.
Kompozycje
Ney’a Rosauro „Mitos brasileiros” na
motywach mitów brazylijskich. Te utwory wzbudziły w nas zachwyt. Może dlatego,
że są inne, ciekawe przez to, chociaż
podglebie mityczne jest na pewno wspólne. I przez muzyczną oprawę. Kultura
Indian, zastana przez kolonizatorów, odwieczne mity i legendy – w muzyce, w
rytmach – fascynujące… Brazylia to tygiel kulturowy. Czarni niewolnicy
przywiezieni tu do pracy – ich spuścizna
kulturowo - muzyczna, bogactwo brzmień, ciągle obecny cenny wkład w kulturę
światową. Gra czwórka naszych gości: Piotr Nowak, Edward Piniuta, Oskar Zembik
i Bartosz Marciniak – na marimbie, ksylofonie, wibrafonie, dzwonkach, tom
–tomach, congach.
„Curupira”. Postać z mitologii. Fantastyczna istota zamieszkująca
lasy, chłopiec z na opak odwróconymi stopami, z włosami koloru ognia. Chroni rośliny
i zwierzęta przed myśliwymi, wykorzystuje ku temu tysiące sposobów. Słyszymy te
okrzyki, gwizdy i jęki, sprawiające, że polujący zaczynają uważać się za zwierzynę
i gubią w lesie ulegając czarowi fauna. Wdzierają nam się w uszy odgłosy
dżungli, wielogłos powtarzalny, motyw, jak odnowa bujnej wegetacji. Jeśli Curupira czuje się śledzony lub zagrożony,
ucieka tak szybko, że ludzkie oko nie może za nim nadążyć. Ten dźwięk, rytm
zanikający zanim go usłyszymy… wspaniała kompozycja.
„Iara”.
Trochę nimfa, trochę piękna syrena o ciemnej skórze i brązowych oczach, z długimi
włosami. Śpiewa w taki sposób, że słuchający mężczyźni nie mogą się jej oprzeć
i skaczą w głębiny rzeki. Żywioł wody zamieszkujący Amazonkę - królową rzek,
szeleszczący przesypującym się w cylindrze
piaskiem, falujący odgłosem lastry. Mroczna,
delikatna i subtelna, o eleganckim wydźwięku, mocna i trwająca jak żeńska
domena. Sfałdowany interwałami czasu i drganiami fal odwiecznych instynktów
płci jak wodnymi wirami MIT.
„Saci Pererê”. Mały murzynek psotnik w czerwonej czapce. Ujście
entropii. Złośliwy, nieprzewidywalny. Straszy, przywłaszcza rzeczy, hałasuje. Mit
mówi, że porusza się w zawirowaniach wiatru. Jest symbolem zdarzalności rzeczy,
które dzieją się bez powodu, też złych rzeczy. Muzyczne bogactwo form i
brzmień, niemal współczesna polifonia, która na pewno ma porządek – ale nierozpoznawalny… By powstrzymać Saci, należy go schwytać w butelkę i nakryć czapką, wtedy podporządkuje
się nowemu właścicielowi. Może w formie czapki
jest odpowiedź na filozoficzne pytanie o naturę entropii… Saci jest
strażnikiem tajemnic natury, zna się na ziołach i naturalnych lekach, dlatego w lesie trzeba go prosić o pozwolenie.
„Uirapuru”. To ptak amazoński i stworzenie mityczne. Kiedy śpiewa,
wszystkie inne ptaki milkną. Kielich napełniony wodą na obrzeżach dźwięczy
muskany wilgotnym palcem muzyka. Jak siodło czasu, który wraca do nas zakrzywiony przestrzenią. Uirapuru In the
rain forest the Bird Uirapuru sings once a year, when it builds its nest; even
then, only from five to ten minutes early in the morning. śpiewa,
kiedy buduje gniazdo. Muzyka jako sposób naszego wszechświata na istnienie.Yet in another version of the legend, a human being is
transformed after his death into the enchanted Uirapuru, breathing new life
into the silent forest. Człowiek po śmierci przekształca się w
zaczarowanego Uirapuru, by tchnąć
nowe życie w cichym lesie. Jest symbolem elegancji praw natury. Dzwonki
wietrzne, bambus uderzający o siebie, struktura drewna, której słuchamy dzięki
temu niezwykłemu koncertowi.
„Mula
sem cabeca”. Legendarny stwór o rodowodzie portugalskim. Muł, który zieje
ogniem z bezgłowej szyi. Ma srebrne kopyta. Duch kobiety ukarany za grzeszny
związek. Utwór buchający namiętnością, temperamentem. Uniwersalne zdarzenie
dziejące się zawsze. Pretekst do rytmu, do muzyki.
Oczarowani mitami brazylijskimi
wysłuchamy jeszcze utworu Jay Wanamaker „Tornado”,
o naturze, jej potędze. Rzeczywiście brzmi na bębnach jak huragan najwyższego
stopnia. Podziwiamy kunszt Oskara Zembika na werblu.
Ostatni utwór. Nebojsza Jovan
Žiwkowič „Trio per Uno” w wykonaniu
Piotra Nowaka, Oskara Zembika i Bartosza Marciniaka. To współczesna kompozycja,
dająca pojęcie o nowych europejskich kierunkach w muzyce pisanej na instrumenty
perkusyjne.
Było bardzo głośno w kościele św.
Jana, ale nikt nie przesiadł się do tylu, by ilość decybeli w uchu była nieco
mniejsza. Wszyscy siedzieli jak zaczarowani.
Koncert naprawdę niecodzienny, takiego jeszcze w Międzyrzeczu nie było. Gra na
instrumentach perkusyjnych, jak powiedziała pani Pawłowska, to lata
pracochłonnych ćwiczeń. Fascynacja rytmem podbudowana solidnym akademickim przygotowaniem.
Iwona Wróblak
październik 2012
październik 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz