czwartek, 28 stycznia 2016

Rytm – sposób naszego Wszechświata na istnienie


            Zupełnie niezwykły koncert, dzięki inicjatywie Stowarzyszenia „Święty Jan Chrzciciel”, oraz Urzędu Miejskiego w Międzyrzeczu - i niezmiennej życzliwości dla kultury, otwartości na wszelkie przejawy piękna w muzyce i sztuce, ks. dziekana Marka Walczaka - miał miejsce w kościele św. Jana. Jak  po zakończeniu koncertu powiedział ksiądz – wsłuchujmy się też w ciszę, można powiedzieć – wsłuchujmy się w różne aspekty wszechświata, różne aspekty Boga – w muzykę (RYTM), na jakimkolwiek instrumencie byłaby grana.
„Letnie spotkania z muzyką” - II koncert. Wykonawcy: Zielonogórska Grupa Perkusyjna w składzie: Piotr Nowak, Edward Piniuta, Oskar Zembik i Bartosz Marciniak. Tylko ten ostatni jest studentem (Hochschule für Musik w Dreźnie), pozostali to czynni filharmonicy, absolwenci Akademii Muzycznych, uczestnicy festiwali perkusyjnych, na czele z pomysłodawcą i założycielem, szefem Zielonogórskiej Grupy Perkusyjnej Piotrem Nowakiem, inicjatorem i organizatorem wielu koncertów i przedsięwzięć artystycznych popularyzujących muzykę i instrumenty perkusyjne.
            Występ Grupy poprzedziły trzy pieśni w wykonaniu Międzyrzeckiego Chóru Kameralnego, którym dyrygowała Maria Sobczak – Siuta: C.  Gabarain – „Barka”, J. Sykulski „Abba, Ojcze” i „O peruwiański Panie króluj nam”.  
            Kościół św. Jana. Renowujące się freski renesansowe jak drugi i trzeci wymiar żywota najstarszej międzyrzeckiej świątyni, wyglądające zza ramion współczesnych postaci zdobiących wnętrze kościoła. Nadające im przestrzenność czasową i historyczną, lustra czasu. Uczestniczymy we Mszach, które  już się zdarzyły w tym kościele, i ciągle trwają… My i nasi przodkowie.
            Na początku był RYTM i powtarzalność, jak lapidarnie stwierdziła prowadząca koncert pani Ludmiła Pawłowska. Od tego zaczęła się nasza wymienialność ze światem i wszechświatem. Słuchanie i granie. Kontakt. Podziwiamy mnogość instrumentów i przyrządów, na których można grać. Obok klasycznej perkusji – wielkiego bębna, tom – tomów, kimbalesów, przyswojonych już naszej kulturze bongosów, ksylofonów – dzwonki wietrzne z  bambusa, chińskie gongi, tybetański gong o pięknym brzmieniu, patelnie (zwyczajne kupione w markecie), lastra (blacha). Też nam będzie szumieć przesypywany piasek w cylindrze, śpiewać krawędź kieliszka napełnionego wodą (tak!), płaski dźwięk puszek po piwie rzuconych na kamienną podłogę również znajdzie swoje miejsce. I jesteśmy w gotyckiej budowli, gdzie jest specyfika akustyki właściwa tej architekturze.
            Na początku był rytm i świat pierwotny, który nadal w nas tkwi – na pewno muzycznie. Stepy i dżungla – tam żyliśmy, tam jest nasza mentalność, nie tak znowu zmieniona. Matthias Schmitt „Ghanaia”. Lubią to perkusiści. Muzyka z Afryki, czarnej kolebki ludzkości. Gra Bartosz Marciniak na  marimbie. Bardzo subtelnie to brzmi, jak zobrazowanie długiej historii ewolucji gatunku ludzkiego i jego wzrastania we wszechogarniającym Rytmie natury, którego jest i będzie częścią. Filharmonia Natury, którą właśnie słyszymy, jej wielorakość. Doskonałość. Ze wszystkimi rzeczami, które się w niej  zdarzają.
            Kompozycje Ney’a Rosauro „Mitos brasileiros” na motywach mitów brazylijskich. Te utwory wzbudziły w nas zachwyt. Może dlatego, że są  inne, ciekawe przez to, chociaż podglebie mityczne jest na pewno wspólne. I przez muzyczną oprawę. Kultura Indian, zastana przez kolonizatorów, odwieczne mity i legendy – w muzyce, w rytmach – fascynujące… Brazylia to tygiel kulturowy. Czarni niewolnicy przywiezieni tu do pracy – ich  spuścizna kulturowo - muzyczna, bogactwo brzmień, ciągle obecny cenny wkład w kulturę światową. Gra czwórka naszych gości: Piotr Nowak, Edward Piniuta, Oskar Zembik i Bartosz Marciniak – na marimbie, ksylofonie, wibrafonie, dzwonkach, tom –tomach, congach.
„Curupira”. Postać z mitologii. Fantastyczna istota zamieszkująca lasy, chłopiec z na opak odwróconymi stopami, z włosami koloru ognia. Chroni rośliny i zwierzęta przed myśliwymi, wykorzystuje ku temu tysiące sposobów. Słyszymy te okrzyki, gwizdy i jęki, sprawiające, że polujący zaczynają uważać się za zwierzynę i gubią w lesie ulegając czarowi fauna. Wdzierają nam się w uszy odgłosy dżungli, wielogłos powtarzalny, motyw, jak odnowa bujnej wegetacji. Jeśli Curupira czuje się śledzony lub zagrożony, ucieka tak szybko, że ludzkie oko nie może za nim nadążyć. Ten dźwięk, rytm zanikający zanim go usłyszymy… wspaniała kompozycja.
            „Iara”. Trochę nimfa, trochę piękna syrena o ciemnej skórze i brązowych oczach, z długimi włosami. Śpiewa w taki sposób, że słuchający mężczyźni nie mogą się jej oprzeć i skaczą w głębiny rzeki. Żywioł wody zamieszkujący Amazonkę - królową rzek, szeleszczący przesypującym się w  cylindrze piaskiem, falujący odgłosem lastry. Mroczna, delikatna i subtelna, o eleganckim wydźwięku, mocna i trwająca jak żeńska domena. Sfałdowany interwałami czasu i drganiami fal odwiecznych instynktów płci jak wodnymi wirami MIT.
„Saci Pererê”. Mały murzynek psotnik w czerwonej czapce. Ujście entropii. Złośliwy, nieprzewidywalny. Straszy, przywłaszcza rzeczy, hałasuje. Mit mówi, że porusza się w zawirowaniach wiatru. Jest symbolem zdarzalności rzeczy, które dzieją się bez powodu, też złych rzeczy. Muzyczne bogactwo form i brzmień, niemal współczesna polifonia, która na pewno ma porządek – ale nierozpoznawalny… By powstrzymać Saci, należy go schwytać w  butelkę i nakryć czapką, wtedy podporządkuje się nowemu właścicielowi. Może w formie czapki jest odpowiedź na filozoficzne pytanie o naturę entropii…  Saci jest strażnikiem tajemnic natury, zna się na ziołach i naturalnych lekach, dlatego w lesie trzeba go prosić o pozwolenie.
„Uirapuru”. To ptak amazoński i stworzenie mityczne. Kiedy śpiewa, wszystkie inne ptaki milkną. Kielich napełniony wodą na obrzeżach dźwięczy muskany wilgotnym palcem muzyka. Jak siodło czasu, który wraca do nas zakrzywiony przestrzenią. Uirapuru In the rain forest the Bird  Uirapuru sings once a year, when it builds its nest; even then, only from five to ten minutes early in the morning. śpiewa, kiedy buduje gniazdo. Muzyka jako sposób naszego wszechświata na istnienie.Yet in another version of the legend, a human being is transformed after his death into the enchanted Uirapuru, breathing new life into the silent forest. Człowiek po śmierci przekształca się w zaczarowanego Uirapuru, by tchnąć nowe życie w cichym lesie. Jest symbolem elegancji praw natury. Dzwonki wietrzne, bambus uderzający o siebie, struktura drewna, której słuchamy dzięki temu niezwykłemu koncertowi.
 „Mula sem cabeca”. Legendarny stwór o rodowodzie portugalskim. Muł, który zieje ogniem z bezgłowej szyi. Ma srebrne kopyta. Duch kobiety ukarany za grzeszny związek. Utwór buchający namiętnością, temperamentem. Uniwersalne zdarzenie dziejące się zawsze. Pretekst do rytmu, do muzyki.
Oczarowani mitami brazylijskimi wysłuchamy jeszcze utworu Jay Wanamaker „Tornado”, o naturze, jej potędze. Rzeczywiście brzmi na bębnach jak huragan najwyższego stopnia. Podziwiamy kunszt Oskara Zembika na werblu.
Ostatni utwór. Nebojsza Jovan Žiwkowič „Trio per Uno” w wykonaniu Piotra Nowaka, Oskara Zembika i Bartosza Marciniaka. To współczesna kompozycja, dająca pojęcie o nowych europejskich kierunkach w muzyce pisanej na instrumenty perkusyjne.
Było bardzo głośno w kościele św. Jana, ale nikt nie przesiadł się do tylu, by ilość decybeli w uchu była nieco mniejsza. Wszyscy siedzieli jak  zaczarowani. Koncert naprawdę niecodzienny, takiego jeszcze w Międzyrzeczu nie było. Gra na instrumentach perkusyjnych, jak powiedziała pani Pawłowska, to lata pracochłonnych ćwiczeń. Fascynacja rytmem podbudowana solidnym akademickim przygotowaniem.


Iwona Wróblak
październik 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz