O pięknie
nieoczywistym…
Galeria’ 30
Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Wystawa obrazów Ireny Zakrzewskiej – Smoleń.
Piękno może być zawarte w szczegółach. Jest wtedy, że tak
powiem, nieoczywiste… Ciepłe i dobre jak dom, jak miejsce bezpieczne. Pisał C.
K. Norwid – z rzeczy świata tego zostaną
tylko dwie – poezja i Dobroć, i więcej nic…Urasta dobroć do rangi Wielkiego
Szczegółu. Wiąże się z uporządkowaniem wizji świata. Z nadaniem imienia tym szczegółom – obrazy są podpisane, są
jakby próbą zdefiniowania, nazwaniem stanów energetycznych. Może to wbrew fizyce…
Ale ogląda się te obrazy bardzo
dobrze. Malarstwo szczegółów, wybranych starannie, podniesionych przez to do
rangi symboli – z palety dostępnych artefaktów. Na pewno są to przejrzyste
kompozycje. Co coś więcej niż tzw. martwa natura. Mnie nie drażni – tutaj -ukierunkowanie
mojej uwagi na określony sposób patrzenia, może nieco literacki, teatralny.
Mieści w sobie wystarczająco wiele treści. Jest ciszą potencjalności, kieruje
nas w głąb obrazu, w jego kolejne
odsłony, wymiary. To jakby esej o danym zagadnieniu, krótki moralitet,
przypowieść współczesna. Ale nie ograniczająca się tylko do czasów obecnych, mówi dużo o psychice
kobiecej, o takim właśnie spojrzeniu na świat, afirmującym, dojrzałym.
Empatycznym. Pełnym akceptacji. Zwłaszcza ten spokój patrzącego jest bardzo
widoczny.
Przedmioty będące
modelami są na nowo interpretowane. Autorka nadaje im własne określone znaczenia,
idee. Są wyrazicielami filozofii, zgrabnie wprzęgnięte w system wartości.
Zrobione jest to bardzo wyraziście. Królestwa przedmiotów codziennych – tak bym
to określiła. Domena matriarchalnego patrzenia na świat. Cywilizacje, które
miały taki kierunek, rozwijały się bardzo harmonijnie… Wrażliwość, konkretność
i dbałość o szczegóły. Tajemnica mieści się w starych kufrach, niedomkniętych
wystającymi z wieka koronkami babci. Poranne światło widziane przez okno – kto
nań spogląda, na świat zewnętrzny, przez to okno? W jaki sposób patrzy – to też
jest zakreślone, jak horyzont zdarzeń. Pole do interpretacji, do pisania
poezji, muzyki. Bardzo wdzięczne.
Zobaczyć w
deskach starego płotu, stodoły piękno fortepianowych klawiszy, które słyszy się
– malując je – jak grają Chopina (obraz ma tytuł „Koncert…”). Trzeba grać
wewnętrznie, mieć Muzykę głęboko umieszczoną w przestrzeni między skórą a
receptorami dźwięku. Chcieć grać…
Poezja szczegółów – to dla mnie dowód, że kreujemy
rzeczywistość. Świat czyni takim, jakim jest, nasze patrzenie nań. Jacy my
jesteśmy, taki on będzie. To bardzo wyraźnie widać na tych obrazach.
„Tu
byliśmy”. Przystaję przed tym obrazem. Przedstawia cokolwiek, fragment
architektoniczny, mur. Jesteśmy-byliśmy- będziemy we wszystkich miejscach.
Miejscach tu -w tym fragmencie zabytkowej budowli. Byliśmy cząstką naszych wielowymiarowych
powtarzalnych istnień, zamierzeń bycia, dotknięć myślą tych miejsc i czasu, cząsteczek
emocji, bytów różnych, muskaniem ich. Autorka mówi po prostu – byliśmy. Wskazuje palcem, jest pewna.
Przekonuje mnie. Dodaje mi mocy ogarniania wielu przestrzeni, otwiera je przede
mną, jak wielkie wrota. Drzwi sztuki. Kamienne mury mogą być piękne. Wystarczy
je tak namalować.
Okno zawsze
jest puste. Ogromnie skojarzenia. Światłem wsączającym się w grube mury bastei.
Słońcem i wyjściem. Wyglądaniem z miejsca bezpiecznego dla człowieka,
ufortyfikowanego. Ilu ludzi na przestrzeni wieków wyglądało przez nie? Co
widzieli, jaki krajobraz, jaki świat? Jest w tym basztowatość dawnej architektury, jej
bezepokowa monumentalność. Formy widzialne światła. Mrok tajemnicy związanej z
zagadką czasów, które już minęły.
Skarby
pożyczone. Użyczone nam przez poprzednich użytkowników posłuszne przedmioty,
poddające się działaniu czasu, ponoszące skutki długiego przez nas ich
używania, podniszczone przez to. Same są historią swoją i naszymi opowieściami
o momentach, kiedy były użyczane. One były długo z ludźmi. Wszystko składa się
z pierwiastków, atomów, cząstek elementarnych, my też, jak te przedmioty,
dlatego jesteśmy „pożyczeni”. Uczy nas to
właściwego podejścia do Rzeczy. Cenienia ich, a jednocześnie nie przywiązywania
się… Bardzo to niebanalne.
Szczegóły uorganizowane.
Piec wiejski. Jego gotowość do sprawienia nam ciepła. Jego oczekiwanie na ten
gest z naszej strony.
Jest w tym malarstwie pewna magia trwania – nieustającego,
dającego nadzieję. Są te obrazy niepowtarzalną opowieścią. Obrazem wielkiej
historii codzienności, relacji wzajemnych do siebie – przedmiotów i nas – bo to
my kreujemy Nas, obrazy świata naszego. Miło jest pooglądać taki świat, który
nie sieje zamętu…
Obecna
wystawa jest dwudziestą z kolei indywidualną ekspozycją Ireny Zakrzewskiej – Smoleń.
Miała je w kraju i za granicą, brała też udział w wystawach zbiorowych i poplenerowych.
Iwona Wróblak
grudzień 2012
grudzień 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz