niedziela, 17 stycznia 2016

O pięknie nieoczywistym…


            Galeria’ 30 Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Wystawa obrazów Ireny Zakrzewskiej – Smoleń.
Piękno może być zawarte w szczegółach. Jest wtedy, że tak powiem, nieoczywiste… Ciepłe i dobre jak dom, jak miejsce bezpieczne. Pisał C. K. Norwid – z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie – poezja i Dobroć, i więcej nic…Urasta dobroć do rangi Wielkiego Szczegółu. Wiąże się z uporządkowaniem wizji świata. Z nadaniem imienia tym szczegółom – obrazy są podpisane, są jakby próbą zdefiniowania, nazwaniem stanów energetycznych. Może to  wbrew fizyce…
Ale ogląda się te obrazy bardzo dobrze. Malarstwo szczegółów, wybranych starannie, podniesionych przez to do rangi symboli – z palety dostępnych artefaktów. Na pewno są to przejrzyste kompozycje. Co coś więcej niż tzw. martwa natura. Mnie nie drażni – tutaj -ukierunkowanie mojej uwagi na określony sposób patrzenia, może nieco literacki, teatralny. Mieści w sobie wystarczająco wiele treści. Jest ciszą potencjalności, kieruje nas w  głąb obrazu, w jego kolejne odsłony, wymiary. To jakby esej o danym zagadnieniu, krótki moralitet, przypowieść współczesna. Ale nie ograniczająca się  tylko do czasów obecnych, mówi dużo o psychice kobiecej, o takim właśnie spojrzeniu na świat, afirmującym, dojrzałym. Empatycznym. Pełnym akceptacji. Zwłaszcza ten spokój patrzącego jest bardzo widoczny.
            Przedmioty będące modelami są na nowo interpretowane. Autorka nadaje im własne określone znaczenia, idee. Są wyrazicielami filozofii, zgrabnie wprzęgnięte w system wartości. Zrobione jest to bardzo wyraziście. Królestwa przedmiotów codziennych – tak bym to określiła. Domena matriarchalnego patrzenia na świat. Cywilizacje, które miały taki kierunek, rozwijały się bardzo harmonijnie… Wrażliwość, konkretność i dbałość o szczegóły. Tajemnica mieści się w starych kufrach, niedomkniętych wystającymi z wieka koronkami babci. Poranne światło widziane przez okno – kto nań spogląda, na świat zewnętrzny, przez to okno? W jaki sposób patrzy – to też jest zakreślone, jak horyzont zdarzeń. Pole do interpretacji, do pisania poezji, muzyki. Bardzo wdzięczne.
            Zobaczyć w deskach starego płotu, stodoły piękno fortepianowych klawiszy, które słyszy się – malując je – jak grają Chopina (obraz ma tytuł „Koncert…”). Trzeba grać wewnętrznie, mieć Muzykę głęboko umieszczoną w przestrzeni między skórą a receptorami dźwięku. Chcieć grać…
Poezja szczegółów – to dla mnie dowód, że kreujemy rzeczywistość. Świat czyni takim, jakim jest, nasze patrzenie nań. Jacy my jesteśmy, taki on będzie. To bardzo wyraźnie widać na tych obrazach.
            „Tu byliśmy”. Przystaję przed tym obrazem. Przedstawia cokolwiek, fragment architektoniczny, mur. Jesteśmy-byliśmy- będziemy we wszystkich miejscach. Miejscach tu -w tym fragmencie zabytkowej budowli. Byliśmy cząstką naszych wielowymiarowych powtarzalnych istnień, zamierzeń bycia, dotknięć myślą tych miejsc i czasu, cząsteczek emocji, bytów różnych, muskaniem ich. Autorka mówi po prostu – byliśmy. Wskazuje palcem, jest pewna. Przekonuje mnie. Dodaje mi mocy ogarniania wielu przestrzeni, otwiera je przede mną, jak wielkie wrota. Drzwi sztuki. Kamienne mury mogą być piękne. Wystarczy je tak namalować.
            Okno zawsze jest puste. Ogromnie skojarzenia. Światłem wsączającym się w grube mury bastei. Słońcem i wyjściem. Wyglądaniem z miejsca bezpiecznego dla człowieka, ufortyfikowanego. Ilu ludzi na przestrzeni wieków wyglądało przez nie? Co widzieli, jaki krajobraz, jaki świat? Jest w tym  basztowatość dawnej architektury, jej bezepokowa monumentalność. Formy widzialne światła. Mrok tajemnicy związanej z zagadką czasów, które już  minęły.
            Skarby pożyczone. Użyczone nam przez poprzednich użytkowników posłuszne przedmioty, poddające się działaniu czasu, ponoszące skutki długiego przez nas ich używania, podniszczone przez to. Same są historią swoją i naszymi opowieściami o momentach, kiedy były użyczane. One były długo z ludźmi. Wszystko składa się z pierwiastków, atomów, cząstek elementarnych, my też, jak te przedmioty, dlatego jesteśmy „pożyczeni”. Uczy nas  to właściwego podejścia do Rzeczy. Cenienia ich, a jednocześnie nie przywiązywania się… Bardzo to niebanalne.
            Szczegóły uorganizowane. Piec wiejski. Jego gotowość do sprawienia nam ciepła. Jego oczekiwanie na ten gest z naszej strony.
Jest w tym malarstwie pewna magia trwania – nieustającego, dającego nadzieję. Są te obrazy niepowtarzalną opowieścią. Obrazem wielkiej historii codzienności, relacji wzajemnych do siebie – przedmiotów i nas – bo to my kreujemy Nas, obrazy świata naszego. Miło jest pooglądać taki świat, który nie sieje zamętu…
            Obecna wystawa jest dwudziestą z kolei indywidualną ekspozycją Ireny Zakrzewskiej – Smoleń. Miała je w kraju i za granicą, brała też udział w  wystawach zbiorowych i poplenerowych.

Iwona Wróblak
grudzień 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz